Forum Polne Drogi Strona Główna Polne Drogi
Wagabundowe forum dla trampów, obieżyświatów i włóczykijów. "Nie ważne czym, ważne z kim"
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Motocyklowy Rajd Patrolowy im. Marszałka J.Pisłudskiego 2011

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Polne Drogi Strona Główna -> Nasze wyprawy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cejot



Dołączył: 29 Wrz 2011
Posty: 824
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Strzeniówka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:21, 03 Paź 2011    Temat postu: Motocyklowy Rajd Patrolowy im. Marszałka J.Pisłudskiego 2011

Postaram się poniżej opisać jak wyglądał 1-wszy PRMB (Patrolowy Rajd Motocyklowy Banitów) 2011. Sorki za małą liczbę zdjęć ale tylko tyle zrobiłem na komórce a reszta będzie po wywołaniu filmu z normalnego aparatu Mruga dużo zdjęć podrzucił mi Jareczek za co jestem mu bardzo wdzięczny Padam. Jeśli czegoś nie uwzględniłem w tej relacji to proszę o wyrozumiałość, gdyż pisałem z pamięci, która nie jest u mnie mocną stroną Mruga


1-wszy dzień sobota 13/08/2011:

Obudziłem się około 7:00 i stwierdziłem że leje jak z cebra. No tak - początek nie zapowiada się zbyt słoneczny Smutny . Ale około 8:00 zaczęły się na horyzoncie pojawiać pierwsze nikłe oznaki jakiegoś przejaśnienia. Mrzysty wysłał mi sms-a że u niego ulewa. Około 8:30 było już znośnie i Mrzysty miał się lada chwila zjawić. O 9:00 zjawił się Mrzysty w asyście swojego szwagra (?), który to przyjechał na Rebelce 250. Porównanie Rebelki z moim Jelonkiem to jak porównanie karła z Goliatem (na korzyść chińczyka Mruga ).
Wypiliśmy jeszcze kawę i po ubraniu się w przeciwdeszczówki ruszyliśmy w stronę Krakowa:


Koledzy odprowadzili mnie daleko poza Grójec i po pożegnaniu w locie zawrócili w stronę stolicy. Dalej jechałem sam ale ponieważ pogoda robiła się coraz przyjemniejsza a muzyczka leciała w tle to droga się tak nie dłużyła.
Po przejechaniu około 200km za Chęcinami (i sławetną z WWS Tokarnią Mruga ) zjechałem na stację benzynową i tam też odebrałem od Nocka sygnał że jedzie w moim kierunku i że spotkamy się w Jędrzejowie. Zaczęło trochę padać ale Nocek przekonywał że to chwilowe i nie ma co zakładać przeciwdeszczówek. Posłuchałem go i przez 2 km jechałem w ulewnym deszczu kląc na przemian na Nocka i pogodę. Na szczęście po następnych kilometrach wyszło słońce i zanim spotkaliśmy się z Jareczkiem byłem już kompletnie suchy i szczęśliwy z pogody. Z Jarkiem spotkaliśmy się na ślicznym Jędrzejowskim rynku gdzie napiliśmy się kawy. Jak ruszyliśmy to znowu zaczęło kropić ale tylko przez chwilę. Jechaliśmy już dłuższy czas w ładnej pogodzie a ponieważ pora obiadowa dawno minęła więc nam zaczęły powoli kiszki marsza grać. Znaleźliśmy przydrożny zajazd z bardzo smacznym żarełkiem gdzie również raczyliśmy się kolejną pyszną kawą:

Czy ta chmura do nas dojdzie?


Nie, będzie ładne słoneczko!!!


Więc można spokojnie wypić kawę - Jareczku poproś o śmietankę Mruga


Z Jędrzejowa ruszyliśmy w stronę Dąbrowy Górniczej jadąc prześliczną trasą Ojcowskiego Parku Narodowego (o ile nie pomyliłem ?) wśród wystających czasami w stronę drogi wiekszych i mniejszych skał.

Każdy chciał mieć zdjęcie przy taaakiej pale:


Jareczek też...


Jadąc w stronę domu Nocków widzieliśmy przed sobą ogromną burzową chmurę i modliliśmy się aby zdążyć przed tą ulewą. Udało nam się tego dokonać i ledwo zdążyliśmu przykryć motongi gdy lunęło jak z cebra - uff w samą porę!!! Po serdecznym przywitaniu zasiedliśmy do stołu aby toczyć takie damsko-męskie rozmowy o życiu i śmierci Mruga. Nocki zaprosiły mnie do eksluzywnej komnaty (w stylu zamkowych murów Mruga ) swoim domku więc ten czas mijał nam w bardzo miłej i podniosłej atmosferze:

W ciemnych miejscach należy rozmawiać o ciemnych sprawkach


i przytulać się do cudzych pięknych kobiet Mruga




Na spoczynek otrzymałem u Nocków przestronną celę z bardzo wygodnym materacem więc szybko poszedłem spać.

Dystans: 370km


2-gi dzień niedziela 14/08/2011:

Obudziłem się wcześnie bo około 6:00 i zobaczyłem że znowu leje i znowu przejaśnia się na horyzoncie. Około 9:00 było już całkiem ładnie więc z Nockiem szykowaliśmy motory aby objechać część południową mniej więcej zgodnie z planem. Już w pełnym słońcu ruszyliśmy w stronę Wadowic. Po drodze mijaliśmy uroczy zakątek z Wisłą w tle - rozmarzyliśmy się o spływie kajakowym i przy okazji strzeliliśmy sobie poniższe fotki:



Motylem jestem....


Nocek i jego niezawodny motór


Rynek Wadowicki jest kompletnie rozkopany więc znalezienie miejsca do parkowania nawet dla motocykli stwarza pewien problem. Udało nam się jednak znaleźć jakieś miejsce dla motongów. Ruszyliśmy w stronę kościoła, gdzie akurat zdążyliśmy na mszę. Po mszy zdzwoniliśmy się z Lucą (który był w okolicy ze swoją rodzinką) że spotkamy się na Wadowickim rynku. Przy okazji zrobiliśmy sobie parę fotek:

W pełnym słońcu było naprawdę gorąco:


Tutaj ja robiłem zdjęcie i niestety niezbyt dobrze mi wyszło - sorki Jareczku Padam


Ponieważ była już pora obiadowa to nasze jestestwa zaczęły domagać się odpowiedniej dawki paliwa. Niedaleko była sympatyczna knajpa z kebabem więc szybko skorzystaliśmy z takiej oferty i już nasyceni mogliśmy ruszać na poszukiwanie innych łakoci Mruga. W tym czasie dotarł do nas Luca z BabaLucą (Ewa) i swoimi dwoma pociechami.

Zdążyliśmy opędzlowac wszystko ze stołuzanim nas rodzinka Lucy nawiedziła...


W takiej gromadce ruszyliśmy na wskazaną przez lokalersów cukiernię z lodami gdzie wciągnęliśmy przepyszne włoskie i nie tylko lody. Spacerkiem ruszyliśmy w stronę motocykli delektując się lodami i wspólną rozmową. Przy motongach pożegnaliśmy się z miłą gromadką Lucy.

Luca: no tak, oni jadą a ja nie!!!






Łukasz wypchnął jeszcze nasze motocykle i my ruszyliśmy w stronę Żywca przez Andrychów. Jechaliśmy bardzo urokliwymi serpentynami i na wysokości Kocierzy Moszczańskiej odkryliśmy fajny ośrodek z basenami i linową kolejką górską.

Fajnie by było znaleźć się tam na dole wśród tylu pań w bikini.... Hyhy




Popatrzyliśmy sobie z rozmażeniem na kąpiących się (na tej wysokości ludzi) i wbrew zakazom wjazdu na drogę w stronę Żywca (odcinek zamknięty dla ruchu) ruszyliśmy jednak w tę drogę. Niestety okazało się że ten odcinek nie pokonamy nawet motocyklami. Zwały kamieni i mnóstwo różnych koparek spychaczy itp skutecznie zatarasowały drogę. Dowiedzieliśmy się za to, że jest jednak skrót tylko jest on bardzo wąski i stromy przy zjeździe, ale co to dla nas Mruga. Jak się później okazało zjazd był rzeczywiście stromy i nasze hamulce nie próżnowały - po zjeździe ja tarczy nie byłem w stanie dotknąć - Nocuś nawet nie sprawdzał - wiadomo moje koła są lane ze stopu aluminium to ładnie odprowadzają ciepło a Nockowe szprychowe nie bardzo Mruga. Najważniejsze, że zjazd dostarczył nam kolejnych wrażeń a jednocześnie nikt nie miał żadnej przykrej przygody. Ponieważ mieliśmy przymusowy postój to cyknęliśmy parę fotek przy urokliwym wodospadzie i strumyku.

Czekając na ostudzenie się tarcz hamulcowych miałem nadzieję że złapię jakąś okazję:


Jednak nikt się nie zatrzymywał - gdyby jechała jakaś urocza blondynka.... Mruga


... to by nam cyknęła zdjęcie. A jednak udało się Mruga !!!


Po dotarciu do rozwidlenia dróg Jareczek stwierdzi,ł że jedziemy w lewo pomimo że drogowskaz na Żywiec prowadził w prawo. Ta pomyłka wyszła nam jednak na dobre bo dotarliśmy do pierwszego dzikiego pola namiotowego jaki nawiedziliśmy jadąc w sławetny WWS. Skręciliśmy na to miejsce i wspominaliśmy dawne czasy oraz naszą pierwszą wielką wyprawę chińczykami. Pamiętaliśmy dokładnie jak gaźnik Nocka w Kryście był naprawiany, kąpiel w strumyku (teraz już trochę wyschniętym), gdzie Lucjan rozbił swój namiot, parzenie kawy itp itd. rozmarzyliśmy się trochę ale to już nie wróci i już nie w takim składzie....

No tak, drewnianego płotka już nie uświadczysz...


Ci co byli na WWS pamiętają to palenisko Mruga ...


... i ten strumyczek Mruga


Duża pokusa na wyką(o)panie Jareczka.... ale jakoś się nie ośmieliłem Mruga


... bo jeszcze Nocek by mi się odwdzięczył - tu już miał podwinięte rękawy...


Nie mogliśmy jednak tam zbyt długo być, bo w naszą stronę od Katowic jechały już Flary na swoim Jelonku oraz do Nockowego gniazda dotarł już Grzeno. Ruszyliśmy więc w stronę Żywca jądąc oczywiście jak najbardziej bocznymi drogami, które są bardziej urokliwe od tych bardziej znanych i uczęszczanych dróg. Bo dotarciu do Żywca ruszyliśmy już normalnymi chociaż nadal wijącymi się drogami w stronę Wisły (przez Milówkę, Koniaków):

Drogi były też czasami bardzo proste:


Tam w uroczej kawiarni wskazanej przez Flarów spotkaliśmy się z Piotrkiem i Anią, którzy już wcześniej zajęli stolik. Kawiarnia rzeczywiście mocno oblegana ale warta swojej renomy bo ciacha i kawa były przepyszne. Flar zaofiarował, że pojedziemy inną śliczną drogą w stronę Szczyrku gdzie po drodze jest fajna góralska knajpa. Do knajpy dojechaliśmy, jednak nie dane nam było skorzystać z ich oferty, gdyż było już dość późno a my mieliśmy jeszcze długą drogę w stronę Katowic. Przjechawszy przez Bielsko-Białą zdążaliśmy w stronę Katowic, gdzie rozjechaliśmy się do domów: Flary do siebie, a my z Nockiem do jego "noclegowni" Mruga. U Nocka czekał już na nas Grzeno oraz przepyszne kiełbaski i smakołyki przygotowane przez Izunię. Tej nocy trochę dłużej siedzieliśmy rozmawiąc i wspominając wspólne przygody.

Dystans: 350km


3-ci dzień poniedziałek 15/08/2011:

Umówiliśmy się z Flarem że wyprowadzi nas z sieci pajęczych dróg Katowic na właściwą trasę w stronę Poznania. Mieliśmy małe opóźnienie po wieczornych "rozmowach" i wyjechaliśmy około 10:00. Nocuś doprowadził nas (Grzena i mnie) do stacji benzynowej gdzie umiliśmy się z Flarem i zawrócił do swojego domu gdyż miał kupę roboty ze swoim domostwem. Flar poprowadził nas bocznymi drogami pokazując przy okazji różne ciekawostki m in tą poniżej na fotce:. Najstarsza cementownia: jest to zabytek na skalę europejską:



Po dotarciu do Miasteczka Śląskiego pożegnaliśmy się z Flarem i ruszyliśmy (Grzeno i ja) w dalszą drogę kierując się na nocleg w Kórniku (prawie jak kury na grzędę Mruga ). Mieliśmy jechać przez Częstochowę ale ze względu na oblężenie tego miasta przez pielgrzymów udaliśmy się przez Blachownie, Kłobuck, Sieradz, Wieruszów, Jarocin do Kórnika właśnie. Zatrzymaliśmy się z Grzenem na kawkę w barzę gdzie było już trochę motocyklistów, zamieniliśmy z nimi parę zdań i rozkoszując się kawą kontemplowaliśmy przejeżdżających motocyklistów. W pewnym momencie patrzymy a kilku z jadących motonitów macha do nas i zjeżdza do baru. Okazało się że to Żołnierz z parą Kotów4 (z KCMu) też jechali tą samą trasą gdyż wracali z Krakowa a jechali do siebie (Koty4) do domu koło Poznania. Po przywitaniu i wymianie zdań stwierdziliśmy że możemy dalej do Kórnika wspólnie podróżować. My z Grzenem byliśmy na chińczykach a oni na japończykach. Ponieważ musieli zatankować na stacji to stwierdziliśmy że my (Grzeno ze mną) jedziemy do przodu a oni nas dogonią. NIestety ze względy na to że Żołnierz miał duże kufry boczne a droga trochę się korkowała nie udało im się nas dogonić przez 120km aż do Kórnika Mruga. Tam dostałem sygnał na komórkę od Luk@, że jest już tu na miejscu razem z Marzenką i nawet wiedzą gdzie jest wcześniej zaplanowany kemping. Po dotarciu maruderów na japońskich maszynach do Kórnika wszyscy ruszyliśmy na kemping. Jednak na kempingu Koty4 stwierdziły że po co mamy płacić i nocować na kempingu jak możemy podjechać do nich i u nich rozbić namioty oraz mieć jedzonko i prysznic. Przystaliśmy na to z ochotą tym bardziej że w większym towarzystwie życzliwych ludzi przyjemniej się spędza czas.

Dojechaliśmy na miejsce i ustwiliśmy na środku osiedla nasze motongi. Te wartościowsze zostały przykryte odpowiednią plandeką Mruga :



Namioty stanęły na ślicznie przystrzyżonym trawniku...



...a my zabraliśmy się za ucztowanie przygotowane przez płeć piękną Kotów4:



Nocek też tu był:



Dystans: 380km


4-ty dzień wtorek 16/08/2011:

Noc przebiegła spokojnie aczkolwiek czułem się jakby przez namiot przejżdżały mi TIRy (obok była szosa po której te auta jeździły)
Rano skoczyliśmy po świeże bułeczki, zjedliśmy pyszne śniadanko i ruszyliśmy (również z męską połową Kotów4) do najbliższej i jednej z tańszych stacji benzynowych (chyba przy Carefurze Mruga ). Potem ruszyliśmy w stronę Człuchowa przez Piłę. W Człuchowie poszliśmy do bardzo polecanej pizzeri a następnie Marzenka, Luk@ i ja załapaliśmy się na darmową wycieczkę po dopiero co odrestaurowanym zamku. Żołnierz z Grzenem zostali na dole i pilnowali motocykli słuchając muzyczki płynącej z mojego motonga Mruga. Przewodniczka gnała jak opętana i przegoniła nas po zamku i po wieżycy ale z góry był widok zapierający dech w piersiach (szczególnie w taką słoneczną pogodę) więc warto było tam pójść. Po wyjechaniu z Człuchowa rozstaliśmy się z Żołnierzem, który jechał w stronę Ustki i już w pomniejszonym składzie (Luk@ z Marzenką, Grzeno i ja) jechaliśmy w stronę Morza. Ze względu na to że rozrusznik w moim Jelonku nie wykazywał zbytnio chęci do współpracy a po drodze był warsztat Dorplasa to stwierdziliśmy że go nawiedzimy a przy okazji może znajdzie rozwiązanie problemu. Zastaliśmy go w jego warsztacie i co jak co ale Banitów to on się raczej nie spodziewał bo minę miał dość dziwną (chyba bardziej diabła by się spodziewał Mruga ). Zostawił jednak swoją robotę aby zajrzeć do mojego Jelonka. Rozbebeszył rozrusznik, posprawdzał wszystko co możliwe i stwierdził że wszystko jest w porządku, złożył więc wszystko do kupy i o dziwo.... rozrusznik odpalił jakby nigdy nic ... Naciągnął mi jeszcze łańcuch i po pogawędce o tym i o owym mogliśmy ruszać dalej. Marzenka stwierdziła, że na tak dobrze naprawionym sprzęcie to nawet ona się przejedzie co zostało uwiecznione na poniższych fotkach:





Podziękowałem za pomoc i mieliśmy już kierować swe maszyny w stronę Sopotu i zaplanowanego kempingu gdy Grzeno wyskoczył nagle że Lucynka (małżonka Grzesia) już wszystko przygotowuje w domu i na nocleg wylądujemy u nich. Kolejna miła niespodzianka tym bardziej że Lucyny już dawno nie widziałem i bardzo chętnie się z nią spotkam. Pojechaliśmy więc do domu Grzena. Maszyny wylądowały w garażu a my ruszyliśmy do domu. Lucynka urządziła takie przyjęcie, że nie mogliśmy wyjść z podziwu. Rozmowy trwały by do rana ale Grzeno i Lucyna szli bardzo rano do pracy więc trzeba było wcześniej położyć się spać. Chcieliśmy wyjechać tak samo rano z nimi ale Lucynka stwierdziła że i tak dzieci zostają w domu to nie ma problemu żebyśmy dłużej pospali a starsza córka (11 lat) i tak kupi rano chleb więc spokojnie możemy sobie śniadanie przygotować. Przed pójściem spać strzeliliśmy sobie jeszcze pamiątkową fotkę...



...i udaliśmy się na spoczynek. Luk@ z Marzenką uparli się że będą spać na materacu na podłodze a ja otrzymałem wygodną wersalkę... Wesoly

Dystans: 370km


5-ty dzień środa 17/08/2011:

Chyba najdłuższy przejazd dzienny na tym rajdzie bo ponad 400km. Rano zjedlismy śniadanie wspólnie z córkami Grzesia i Lucyny, pożegnaliśmy się (dziewczynki pomachały nam jeszcze z balkonu):



A my (Luk@, Marzenka i ja) udaliśmy się w stronę Augustowa do znanego z poprzedniej wyprawy pola namiotowego.
Na obiad zatrzymaliśmy się w Mikołajkach w tej samej knajpie ze świeżą rybką jak w zeszłym roku (przy moście). A po skończonej konsumpcji udaliśmy się na rynek na lody (znowu przez most)





Jedna pani zapragnęła mieć fotkę ze mną i moim motorkiem co mnie bardzo rozbawiło....
Wzieliśmy jeszcze trochę gotówki z bankomatu i ruszyliśmy w stronę Augustowa. Ze względu na to, że wyjechaliśmy wcześnie, na kempingu zjawiliśmy się jak jeszcze było dość widno. Było nawet nasze stare miejsce wolne ( i nawet grill do zaadoptowania stał tak jak w zeszłym roku !!! ) a ponieważ było dość ciepło to niespieszyliśmy się z rozbijaniem namiotu tylko rozkoszowaliśmy się odpoczynkiem po tak męczącej trasie.

Miejsce gdzie rozbijaliśmy namioty (w zeszłym roku było nas jednak trochę więcej Mruga ):


Dystans: 440km


6-ty dzień czwartek 18/08/2011:

W nocy było wyjątkowo zimno i w pewnej chwili wydawało mi się że Marzenka z Luk@ chcą mnie razem z namiotem wrzucić do jeziora (jak zwykle moje lunatykowanie) ale oczywiście nic takiego nie miało miejsce. Za to po przebudzeniu jezioro wyglądało naprawdę ślicznie i tajemniczo:



Zjedliśmy niespiesznie śniadanie gdyż do Wilna a raczej do Trok mieliśmy około 260km. Po wczorajszym pościgu chcieliśmy trochę odsapnąć i przejść w tryb bardziej lajtowy. Spakowaliśmy nasze manele i po pożegnaniu z właścicielami kempingu ruszyliśmy na Litwę. Z 16-stki skręciliśmy na Sejny aby zatankować paliwo (podobno droższe jest na Litwie), zaopatrzyć się w drobny prowiant w Biedronce i wymienić walutę. Dlaczego wyszło mi że powinniśmy wymienić na euro zamiast na Lity do tej pory zachodzę w głowę ale tak wyszło i potem już męczyliśmy się z tą walutą podpierając się gdzie się dało kartami kredytowymi. Jechalismy przez Alytus a potem odbiliśmy na Jieznas na A16 gdyż były pogłoski że A4 może być płatna (jak się okazało nie była to prawda), ale i tak byliśmy zadowoleni po droga była pusta i równa. Przy jednym z rozjazdów, na krótkim postoju przy drodze, rzuciliśmy się na zakupione dopiero co parówki z Biedronki





Po drodze mijaliśmy dużo parkingów "leśnych" - zatrzymaliśmy się na jednym i chyba trafiliśmy na jeden z najbardziej obskurnych (zdjecia poniżej), ale nie chciało nam się już szukać inngo bo jechaliśmy długo i każdy chciał odsapnąć i przgryźć co nie co - więc na nim urządziliśmy dłuższy postój.







Po drodze mijaliśmy rondo które nie wyglądało jak rondo ale jak wielki plac budowy z krzątającymi się po nim robotnikami. My to się jeszcze z naszymi motocyklami przemknęliśmy ale jak tiry sobie z tym radziły to nie mam pojęcia....

Dotarliśmy w końcu do Trok i po przejechaniu obok uroczego zamczyska znaleźliśmy właściwy kemping. Na miejscu okazało się że ceny na stronie nie są do końca aktualne i zamiast zapłacić 7.50EUR każdy musiał oddać 10EUR - nie była to wielka różnica ale jednak informacja na stronie powinna być aktualna szczególnie na kempingu typu PFCC. Poszukaliśmy sobie przyjemne miejsce na słonecznym placu, rozbiliśmy namioty i przygotowaliśmy się na szturm na Wilno:





Wilno jest dużym miastem i dość zapchanym - motocyklami przemykaliśmy się dość zgrabnie między puszkami zupełnie jak w warszawskich korkach. Jest też dużo ulic jednokierunkowych i jak nie znamy miasta to trudno jest trafić w dane miejsce. Jest za to bardzo dobra informacja - posiadają dobry przewodnik między innymi po polsku i po tym przewodniku łatwo jest trafić w ciekawe nas miejsca:

Spotykaliśmy w Wilnie ciche zaułki z dość ciekawymi eksponatami - tutaj warsztat rzeeżbiarski z Iż Plantetą w tle:



Ostra Brama:





Po skończonej wycieczce po Wilnie wróciliśmy na nasz kemping i syciliśmy się pyszną obiado kolacją i lokalnym 1,5litrowym piwem:





Dzień ten był naprawdę udany i dość spokojny a poza tym ciepły więc humory nam dopisywały. Kemping chociaż nie najtańszy spełniał nasze niezbyt wygórowane oczekiwania - ciepła woda, prysznic itp. Nie był to jednak obiekt zbytnio zadbany jak na tę cenę, ale ponieważ znajdował się około 15km od Wilna i sama miejscowość Troki jest ciekawym miejscem z wieloma zabytkami, to warto tam właśnie się ulokować gdy planuje się dłuższe zwiedzanie. Dziś dogadaliśmy się telfonicznie z Jonem że spotkamy się jutro na kem[pingu w Trokach gdyż on dziś mógł dopiero ruszyć i obecnie znajduje się na kempingu w Augustowie.

Dystans: 100km


7-my dzień piątek 19/08/2011:

Od rana było ładnie więc uznaliśmy że pozwiedzamy jeszcze ciekawostki Trok i po południu już po spotkaniu z Jonem ruszymy w drogę powrotną do Augustowa. Pojechaliśmy więc najpierw do pałacyku w Zatroczu zamieszkiwanych ongiś przez Polaków - ród Tyszkiewiczów.



Potem pojechaliśmy na Wzgórze Aniołów - jest to współczesna rzeźba przestrzenna, składająca się na kilkadziesiąt rzeźb aniołów położonych na dość dużym obszarze wzgórza. Każdy anioł symbolizuje inną wartość w życiu (współczcie, rodzina, starość itp) jest to dość ciekawy obiekt ale nie mieliśmy na tyle czasu aby to wszystko przejść bo chcialiśmy jeszcze odwiedzić słynny Zamek w Trokach. To właśnie w tym Zamku Wielki Książe Litewski gromadził skarby i klejnoty przygotowując się na Bitwę pod Grunwaldem a samo miasto było ongiś stolicą Litwy. Zamek sam zaś jest jedynym zamkiem na Europę Wschodnią wzniesionym na wyspie. Był on zbudowany (jak większość takich budowli Mruga ) w celach obronnych i nigdy nie został zdobyty. Zdjęcia poniższe zciągnąłem ze stronki internetowej bo swoich jeszcze nie wywołałem ale pewnie Jon też dorzuci od siebie coś Mruga.





Jak byliśmy już pod zamkiem to zadzwonił do mnie Jon, że stoją właśnie z małżonką koło naszych motorków więc się ucieszyłem, że razem pójdziemy zwiedzać tę budowlę. I całe szczęście że Jon był a z nim właściwa waluta bo w kasie można było płacić tylko Litami - żadne euro i karty kredytowe nie wchodziły w grę. Przezorny Jon zaopatrzył się w odpowiednią walutę a my z naszą europejską gotówką moglibyśmy się wypchać. Ponieważ to ja głównie namiawiałem do wzięcia Euro więc zostałem przykładnie ukarany i zakuty w dyby Mruga jak przystało na zamkowe obyczaje.
Zamek warto było zwiedzić bo oprócz drogocennych przedmiotów i ówczesnych strojów były tam również opisane po polsku ciekawe historie związane z tamtymi wiekami. Po obejrzeniu zamczyska poprowadziliśmu załogę Jona na kemping, spakowaliśmy nasze namioty i po pożegnaniu z Jonem i Anią ruszyliśmy w stronę "polskiej granicy". W połowie drogi zauważyliśmy przed sobą nadciągające chmury i pierwsze krople deszczu zaczynały się pojawiać. Zatrzymaliśmy się więc na opustoszałym przystanku autobusowym i tam ubraliśmy się w przeciwdeszczówki. Dalej podróżowaliśmy już w porządnym deszczu i marzyliśmy o dotarciu jak najszybciej do kempingu. Czekała nas jeszcze rozmiękła dróżka leśna do samego kempingu ale pomimo kilku poślizgów szczęśliwie bez wywrotki dotarliśmy na miejsce. Szefowa kempingu zarządziła aby zrobić miejsce pod dachem w knajpie i mój motocykl stanął między stolikami - szczęśliwi że jesteśmy pod dachem rozdzialiśmy częsciowo przemoknięte ubrania (zajmując jeden duży stół) i zaczęliśmy przygotowywać się do kolacji. W międzyczasie zamówiliśmy frytki, do kiełbasy na gorącą i mieliśmy taką ucztę że palce lizać. W tym deszczu nie było sensu rozbijać namiotów więc ustaliliśmy że śpimy tu pod dachem . Okazało się jednak że właścicielka ma wolny domek z dwoma łóżkami za 30pln więc skwapliwie i szybko skorzystaliśmy z tej oferty szczęśliwi żę wyśpimy się w normalnych łóżkach. Wypiliśmy jeszcze szampana z okazji udanej wyprawy oraz to 1,5litrowe piwo włącznie w właścicielami kempingi. Po kolacji posiedzieliśmy jeszcze trochę wspominając przejechaną trasę i poszliśmy spać - jutro czeka nas powrót do domów Wesoly

Dystans: 280km


8-my dzień sobota 20/08/2011:

Rano jeszcze siąpiło ale już się rozpogadzało. Po śniadaniu było już całkiem przyjemnie i nie padało. Mieliśmy jeszcze z właścicielką i jedną z dziewczyn tam pracujących umówioną przejażdzkę motocyklami. Dziewczyny bardzo się ucieszyły że jednak będzie okazja pojeździć na motocyklach. Ja zabrałem właścicielkę na przejażdzkę po lesie a Luk@ zademonstrował moc swojej Suzi wyjeżdzając na asfalt i gazując ile fabryka dała. Panie były bardzo zadowolone z odbytych przejażdzek. Po powrocie na kemping spakowaliśmy resztę dobytku i zadowoleni z dobrej pogody ruszyliśmy w stronę Łomży. Podczas jazdy pogoda była w kratkę ale generalnie nie trafiliśmy na tak intensywne opady jak w zeszłym dniu więc podróż przebiegała dość przyjemnie. Dojechaliśmy jeszcze wspólnie do Ostrołęki i tam po wylewnym pożegnaniu Mruga rozstaliśmy się: Luk@ z Marzenką ruszyli na Łódź a ja na Warszawę. Nie chciałem jechać przez Warszawę więc w Serocku odbiłem na Nowy Dwór Mazowiecki i przez Błonie (oraz tamtejsze rozkopki Mruga ) skrótem dotarłem do Strzeniówki i do swojego domku. Uff, w końcu dojechałem i to w całości!!! Dzieci moje niezmiernie ucieszyły się z mojego powrotu tym bardziej, że miałem dla nich drobne prezenty zakupione na Litwie w Trokach.

Dystans: 300km



Podsumowanie:


W 8 dni pokonałem w sumie ponad 2800km - z jednej strony nie jest to wielki dystans z drugiej (jak dla mnie) kolejny kawałek testu możliwości moich i mojego Jelonka. Chociaż tyłek bolał jak diabli a Jelonek dostawał czasami ode mnie w kość większymi prędkościami i długością dziennych tras to jednak daliśmy radę !!! Szczególne wyrazy uznania należą się Marzence, która jako jedyna kobieta na tej wyprawie znosiła tę jazdę dzielnie i bez narzekania chociaż nie raz (myślę) miała dość pokonywania takich dystansów. W moim przekonaniu rajd udał się nadspodziewanie dobrze. Myślałem, że większość tego rajdu będę podróżował głównie sam. Mile zostałem zaskoczony przez ludzi, których nie spodziewałem sie ujrzeć na szlaku rajdu. a którzy nie tylko okazali się dobrymi kompanami podczas podróży ale również ofiarowywali swoją pomoc przy noclegach czy posiłkach - zupełnie niespodziewanie Wesoly. Dzięki takim ludziom jak Nocki, Flary, Luca z rodzinką, Luk@ z Marzenką, Grzeno z Lucynką, Żołnierz, Koty4, Dorplas, Jon45 z małżonką i wiele osób spotkanych na trasie 1-wszy Patrolowy Rajd Motocyklowy Banitów im. Marszałka Piłsudskiego ( I PRMB Mruga ) był niezapomnianą podróżą i przygodą, która pozostawi w mojej pamięci furę naprawdę bardzo miłych a jakże często pouczających wspomnień wzbogadzając zwykłe szare życie o odrobinę ekstytujących zdarzeń.

Cejot.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cejotka



Dołączył: 03 Paź 2011
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Strzeniówka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:11, 06 Paź 2011    Temat postu:

A tak, bardzo udana wyprawa! Nawet uwieczniona na zdjęciach przez postronnych ludzi Mruga W tym wypadku przez straż miejską, która zrobiła eleganckie zdjęcie Cejotowi Wesoly Co prawda Cejot został uwieczniony od tyłu jak mknie na jelonku, nie mniej jednak on ci to a nie kto inny Wesoly Cejot rozwinął obłędną prędkość 61 km/h a dopuszczalna była 50 km/h i teraz owa straż miejska życzy sobie ode mnie wskazania kierowcy motocykla Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Flar
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2011
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:24, 06 Paź 2011    Temat postu:

No nieeee... Piracić na Jelonku?? Straż wiejska zawsze musi być mendowata...
Wskażcie może kogoś kogo nie lubicie :p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cejotka



Dołączył: 03 Paź 2011
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Strzeniówka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:36, 07 Paź 2011    Temat postu:

Powiedziałam Cejotowi, że czekam na propozycje korupcyjne Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOCEK



Dołączył: 03 Paź 2011
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dąbrowa Górnicza
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:52, 07 Paź 2011    Temat postu:

No to pośmiece i ja , Pamiętacie jak byłem na Kaszubach po nasze kanu , to wtedy mi pstrykło - szukali mnie prawie rok , a teraz - pomimo że nie dostałem mandatu a tym bardziej że go nie odmówiłem - dostałem sądowy wyrok a w nim : 100-mandat + 50 proces + 30 koszta , i co teraz zrobić z takim złodziejstwem w świetle prawa --- ręce opadają -NASZE PRAWO :przestraszony:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Flar
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2011
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:59, 07 Paź 2011    Temat postu:

po miesiącu od zrobienia zdjęcia z automatu sprawa jest kierowana do sądu - nic z tym nie zrobisz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cejotka



Dołączył: 03 Paź 2011
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Strzeniówka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:05, 07 Paź 2011    Temat postu:

Tak, Flarcio ma rację, Cejot juz tez takie cuś zaliczył i nie ma to rady. A swoją drogą to jest granda Zly , bo to przeciez nie z Twojej winy tak się stało, że nie dostałeś mandatu. cwaniactwo i tyle.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Flar
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2011
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:18, 07 Paź 2011    Temat postu:

No szczególnie w wypadku straży miejskiej - wystawiają radary tam gdzie najlepszą kasę dla gminy się trzepie i mają się za lepszych od policji...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NOCEK



Dołączył: 03 Paź 2011
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dąbrowa Górnicza
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:56, 07 Paź 2011    Temat postu:

No tak ... , tylko zapomnieli podać konta na które wpłacić tą kare - oi co znowu przyjdą odsetki --- to jest jawne skurwielstwo Zdegustowany
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cejot



Dołączył: 29 Wrz 2011
Posty: 824
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Strzeniówka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:20, 10 Paź 2012    Temat postu:

No w końcu (po roku czasu Zawstydzony ) udało mi się wywołać i obrobić zdjęcia z mojego wspaniałego analogowego aparaciku (rosyjskiej produkcji) o nazwie AGAT. Dlatego pozwalam sobie odświeżyć temat i wrzucić trochę fotek z tego profesjonalnego analogowego sprzętu Mruga:

No to jedziemy w telegraficznym skrócie:

Na pierwszy rzut - pierwsze spotkanie z Nockiem przy knajpce:



A tu w górach nad basenem:



Spotkanie z Lucą i jego rodzinką:



A tu dwa ciemne typy wiadomo z KCMu Mruga :



U gościnnych Kotów:





Scenki z Litwy:

Tutaj zatrzymaliśmy się na jakimś parkingu:



... w pięknych okolicznościach przyrody:



A tu już wycieczka po Wilnie:



zakochana para Jezyk :



W Wilnie uprawiają sport przez duże S:





W końcu dotarlismy do celu naszej wyprawy:







Migawki z Wilna:















A tu podjechaliśmy do zameczku i parku w Zatroczach nieopodal naszego kempingu:



widok z okna pałacyku na jezioro w Trokach:



i zdjęcie z Polką mieszkającą na Litwie - bardzo wzruszające spotkanie - szczególnie dla niej:
(ostrość była źle ustawiona...)







i powrót do motongów:



Na Wzgórzu Aniołów nieopodal kempingu:













Ten Marzence przypadł najbardziej do gustu - opiekujący się rodziną i potomstwem Mruga :





Scenki z Trok:

Coś gorąco a tu taka fajna beczka nie Wesoly:



I ruszamy na zamek w Trokach:



znowu zakochana para Jezyk :



Tu już na zamku z całą ekipą:



Powrót do Polski (siąpi - trzeba się ubrać gdzieś w przeciwdeszczówki). To zdjęcie można pokazywać np w horrorach - wyłaniająca się zjawa z ciemności (w sumie całkiem ponętna Wesoly ):



Kolejna zjawa (tym razem przemarznięci siedzimy w tym barze na polu namiotowym Swoboda przy Augustowie):



A to już pod koniec naszej wyprawy - chyba obiadek ale gdzie to nie pamiętam:



i szczęśliwy powrót do domku:



Dla niewtajemniczonych aparat AGAT to prosty aparat fotograficzny analogowy który robi tak zwane zdjęcia połówkowe (na taśmie standardowej z 36 klatkami on zrobi 72 zdjęcia Mruga ) - nie ma tam wcale automatyki a wszystko ustawia się "na oko" - jak widać całkiem sprawnie to może iść a zdjęcie pomimo że nie są najwyższej jakości napewno zaciekawią swoją niespodziewalnością i brakiem przewidywalności jak dane zdjęcie wyjdzie - i to jest najfajniejsze w tej technice zwanej "łomografia" - (do znalezienia w necie Mruga )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luca



Dołączył: 13 Paź 2011
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Okolice Kielc
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 8:46, 10 Paź 2012    Temat postu:

Noo, w końcu wywołałeś te fotki i nawet coś wyszło Rotfl
Niektóre nawet niemalże artystyczne Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cejot



Dołączył: 29 Wrz 2011
Posty: 824
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Strzeniówka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:39, 10 Paź 2012    Temat postu:

To jest właśnie najfajniejsze że nie przejmujesz się zbytnio ustawieniami (taka filozofia Mruga ) a potem cieszysz się jak coś wyjdzie i do tego jeszcze w jakiś fajny sposób....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Polne Drogi Strona Główna -> Nasze wyprawy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin