 |
Polne Drogi Wagabundowe forum dla trampów, obieżyświatów i włóczykijów. "Nie ważne czym, ważne z kim"
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 13:52, 07 Maj 2012 Temat postu: Koliberkiem do Hiszpani i spowrotem |
|
|
No to wycieczka naszym bzyczkiem pod Madryd udała się nadspodziewanie dobrze (wbrew przewidywaniom ). Większą relację umieścimy jak się ogarniemy ze zdjęciami i chwilkę odsapniemy. Ogólnie zrobiliśmy 6600km a największy dzienny przejazd to około 1400km - było troszkę smaczków i niespodzianek ale to w opisie się pojawi  |
|
Powrót do góry |
|
 |
ili
Dołączył: 16 Paź 2011 Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Brynów Płeć: 
|
Wysłany: Pią 17:27, 11 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Już jestem pod wrażeniem.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejotka
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 376 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 10:27, 14 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Twoja i Nocka pomoc przed wyjazdem była dla nas bardzo ważna Przede wszystkim kupiliśmy w Niemczech solidny atlas Europy, rady Nocka w sprawie noclegów na Autohofach były też strzałem w dziesiątkę. Zwyczajnie czuliśmy się bezpieczniejsi mając tę wiedzę I ominęliśmy szerokim łukiem Paryż, bo na wszelki wypadek pojechaliśmy na Sens i Orlean. Owszem, trochę dalej, ale przyciąganie Paryża mniejsze i większa pewność ominięcia  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejotka
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 376 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 12:47, 14 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
No dobra, część zdjęć już wgrana, więc opiszę tę część podróży. Szalony pomysł wyjazdu zrodził się pod koniec sierpnia zeszłego roku kiedy dowiedzieliśmy się, że zaprzyjaźniony ksiądz (Paweł) wyjeżdża na rok do Hiszpanii. Ha! No to może by tak go najechać. Zapytany o to Paweł chyba nie bardzo wiedział co robi, bo się zgodził No i od tamtej pory kwitła w nas myśl o wyjeździe. Początkowo pomysł był, żeby jechać z Nockami, nawet na to konto został kupiony "autobus", ale niestety Izunia wylądowała w sanatorium, więc ze wspólnego wyjazdu nici. Szkoda. No nic, zaczęliśmy przyzwyczajać się do myśli, że jedziemy sami koliberkiem. Nadeszła połowa kwietnia i trzeba było intensywniej planować wyjazd. Koliberek został oddany najpierw mechanikowi do przeglądu,potem blacharzowi, bo to cudo ma ramę, więc dobrze byłoby sprawdzić w jakim jest stanie, żeby po drodze nie było przykrych niespodzianek. Czarka coś podkusiło, żeby zamiast oleju mineralnego wlać do silnika półsyntetyk. No i to była przyczyna pierwszej przygody zaraz na starcie, ale o tym za chwilę. Teraz mamy czwartek i pakujemy się na wyjazd. Z domu startujemy w okrojonym składzie, bo tylko z Bartusiem, Ola jest na zielonej szkole w okolicy Kudowy Zdroju. Plan jest taki: jedziemy na nocleg do Nocka i rano ruszamy po Olę i do granicy z Czechami.
Wyruszyliśmy 26.04 w południe. Po przejechaniu około 30 km na Czarka spływa olśnienie: "Masz dowód rejestracyjny?" Hm, no oczywiście, że mam w kieszeni spodni, które leżą w domu No dobra, czyli zawracamy i jazda po dowód. Podejście drugie do wyjazdu, czyli mamy już dokumenty, przy okazji sprawdzam nasze dowody osobiste, dzieci też, ubezpieczenie samochodu, nasze zdrowotne - dobra, dokumenty są, to jedziemy. Pierwszy postój na obiadek w knajpce po drodze:
Bartuś zamawia ukochane ruskie pierogi, my też jakieś jedzenie i po krótkim postoju jeszcze dopijamy kompot i w drogę:
Za Częstochową przykra niespodzianka: zaczyna świecić się kontrolka oleju. Coś jest nie tak. No nic, dojedziemy do Nocka, to panowie zrobią burze mózgów co dalej.
U Nocka kolejna niespodzianka: grypa żołądkowa, więc szybko zaliczamy sklep, żeby kupić niezbędne lekarstwo w postaci wódki żołądkowej gorzkiej. Nocek wygląda na półżywego, leży na kanapie w salonie i ledwie zipie. Co jakiś czas wstępują w niego jednak nadludzkie siły i nabiera niespotykanego wigoru. To te chwile gdy pędzi do toalety
Pomiędzy tymi chwilami wyglądał tak:
Ale od czego jest wódka? Powoli życie w Nocka wraca i panowie myślą co zrobić z olejem. Nocek jest zdecydowanie na "nie" dla półsyntetyku i radzi, żeby wymienić go na mineralny. Cejot się waha, ale ostatecznie autorytet zawodowego kierowcy robi swoje i koliberek z samego rana w piątek ląduje w warsztacie, a my w pracy Nocka, gdzie spotykamy Iliego. Informacja, że udajemy się właśnie do Hiszpanii w Andrzeju wywołuje okrzyk: "Tym bzyczkiem?!" i odruch łapania się za głowę. Ciekawe czemu? No przecież nasz koliberek to prawie jak jego ciężarówka No dobra, wiem, że "prawie" robi wielką różnicę
W końcu ustalamy trasę, przyjmujemy do wiadomości masę rad od Andrzeja i od Jarka, zapewniamy, że w razie czego będziemy dzwonić i wyruszamy po Olę. Oczywiście rady były bardzo cenne o czym się przekonaliśmy zaraz wieczorem i potem na całej trasie Andrzej jeszcze pocieszył nas, że w poniedziałek rusza do Francji, więc w razie czego będzie nas zgarniał po drodze
Olę przejęliśmy w drodze. Dzieciaki już wracały i w czasie jazdy kontaktowaliśmy się z kierowcą, żeby ustalić gdzie możemy dziecię przejąć. Udało się rewelacyjnie, bo obok knajpki z pysznym pstrągiem W oczekiwaniu na rybę:
Najedzeni, w towarzystwie zadowolonej i roztrajkotanej Oli ruszamy w drogę. Oczywiście przygoda jest w samej wycieczce, więc zamiast jechać wygodną drogą szybkiego ruchu do Kudowy, my wybieramy drogę stu zakrętów Trzeba przyznać, że robi wrażenie, mój lęk wysokości czasem ostro daje się we znaki, ale warto było
W Kudowej postój, bo trzeba kupić benzynę, euro, wódkę żołądkową na drogę jakby się okazało, że Nocuś sprzedał nam jelitówkę, wstępujemy też na lody, bo upał jest nieziemski:
Kudowa to miasteczko uzdrowiskowe, o tej porze roku puste i leniwe:
choć pełne uroku:
Dobra, wszystko kupione, benzyna zatankowana, toaleta odwiedzona, można ruszać. Jest piątek 27.04, godzina 17.00
Jedziemy przez Czechy, do Niemiec, potem dalej przez Francję w kierunku północnej Hiszpanii.
Czechy nie zapewniły nam jakiś większych atrakcji, przemknęliśmy przez nie całkiem sprawnie, nawet nie gubiąc się w Pradze. Wjechaliśmy do Niemiec i zatrzymaliśmy się na kolację i po benzynę. Kolacja wypadła w ulubionej dziecięcej jadłodajni, czyli w McDonaldzie Ale zanim pójdziemy jeść, to trzeba było doczyścić szybę z owadów:
Po kolacji Czarek rozłożył dzieciom siedzenia tak, żeby mieli łóżko i mogli iść spać w każdej chwili. My postanawiamy jeszcze jechać ile się da, aż nam się znudzi Po rozłożeniu siedzeń dzieci mają bardzo wygodne łóżko do spania. Mają też telewizor, więc oglądają sobie filmy nagrane na karcie pamięci. Wygląda to tak:
Dzieci poszły spać, a my przemierzamy Niemcy. Jednak zmęczenie powoli daje się nam we znaki i w okolicy Norymbergi postanawiamy przenocować. Znaleźliśmy Autohof i powoli lokujemy się do spania. Następnego dnia rano Czarek zrobił zdjęcia:
Dzieciaki jeszcze śpią, więc my szybko pijemy poranną kawę i ruszamy w drogę:
Na stacji spotkaliśmy stare niemieckie ciężarówki:
No dobra, ruszamy w stronę Saarbrucken i granicy francuskiej. Około 9.00 dzieciaki na dobre się obudziły, więc czas na śniadanie. Zatrzymaliśmy się na kolejny postój:
Przed nami Francja. Pełni zapału i optymistycznie nastawieni do świata ruszamy. Mijamy granicę francusko-niemiecką i powoli optymizm z nas uchodzi. Nie dość, że autostrady płatne i to naprawdę spore pieniądze to dodatkowo zaczyna się rzepak No, ok. 20 km rzepaku, potem kolejne 50 km rzepaku i nic więcej, potem bramka na autostradzie i trzeba płacić, potem znów rzepak, dla odmiany wał dźwiękoszczelny a za nim, co? No jasne, że rzepak !!! Jak lubię żółty kolor, tak teraz miałam dość: rzepak, rzepak, rzepak, rzepak... rzepak, rzepak - cholery można dostać!
Wyglądało to tak:
W końcu Cejot miał już tak dość, że robimy postój na gimnastykę i odpoczynek, bo za chwilę będziemy wszyscy spać:
A potem znów w samochód i co? No oczywiście rzepaku ciąg dalszy
Kolejny postój gdzieś w Francji, żeby odgonić senność:
No i powtórka z dnia poprzedniego, czyli dzieciaki idą spać, a my jedziemy nadal. Od jakiegoś czasu pada deszcz, co też wzmaga senność, ale jedziemy, bo chcemy zdążyć na niedzielę do Pawła. Powoli optymizm nas opuszcza, rzepak jednak dał nam się mocno we znaki. Generalnie nasz nastrój doskonale odzwierciedla zdanie: ciemno, zimno, pada deszcz a do domu daleko. Czy to aby na pewno był dobry pomysł, żeby jechać?
No, ale w sumie co mamy robić? Jedziemy dalej. Dotarliśmy do Poitiers i mamy dość, idziemy spać. Jeszcze przed snem po kieliszku wódki, bo coś czujemy, że jednak wirus jedzie z nami.
Poranek wita nas lepszą pogodą (chwilowo), a i nasze nastroje też ciut lepiej. Dzieciaki wstały razem z nami, więc jemy śniadanie i zbieramy się do drogi:
Nasz koliberek na parkingach:
Ruszamy w stronę Hiszpanii. Oczywiście towarzyszy nam co? RZEPAK! i deszcz
W pewnym momencie Czarek ma już dość, chce mu się spać potwornie, więc kapituluje (bo dotychczas dzielnie prowadzi tylko on) i zatrzymujemy się, żeby zamienić się miejscami. Siadam za kierownicą, Czarek robi zdjęcie telefonem, wywala śmieci i w drogę.
Jedziemy juz jakąś chwilę, gdy Cejota urzekła chmura przed nami i postanawia zrobić zdjęcie. Maca się po kieszeniach, potem na półeczce przed sobą, potem coraz bardziej nerwowo po kieszeniach i... telefonu nie ma
No pięknie! Zawrócić na autostradzie się nie da, powrót w miejsce postoju to co najmniej 100km nadkładania drogi. Panika w samochodzie coraz większa. No cóż, Św Antoni RATUNKU!!! Prawda jest taka, że ten święty jest dla mnie nieziemsko cierpliwy, tyle razy ile mi uratował tyłek w moim bałaganiarstwie to nie zliczę, więc teraz jadę i proszę znów o pomoc. Zatrzymaliśmy się na kolejnym parkingu i Czarek wpadł na pomysł, żeby zadzwonić na jego komórkę. Jeśli została na tamtym parkingu to może ktoś odbierze i jakimś niepojętym sposobem uda mi się z nim dogadać i dowiezie komórkę na nasz parking. Dzwonię i totalny szok, słyszymy telefon w samochodzie! Był na półeczce z przodu samochodu. Półeczka była przeszukana i obmacana i nic, a teraz okazuje się, że telefon leży sobie spokojnie. Chwała Panu! Św Antoni DZIĘKUJĘ! Kolejny raz! Pakujemy się do auta, pytam czy mam prowadzić dalej, ale okazuje się, że groźba utraty telefonu była na tyle mobilizująca, że senność przeszła jak ręką odjął Nawet kawa nie jest tak skuteczna Czyli jedziemy dalej, przed nami Hiszpania już za chwilę, już za momencik I w końcu po przejechaniu kolejnych bramek na autostradzie i zapłaceniu ileś razy 4,30 potem 0,70 potem znów 3,20 itd w końcu wjeżdżamy do Hiszpanii. Na dzień dobry postój w restauracji:
Noooo, teraz to my się już na pewno nie będziemy nudzić! Góry takie, że klękajcie narody!
Jazda tunelami, serpentynami była naprawdę czymś dla czego warto było męczyć się przez rzepak A już przełęcz Samosierra powaliła nas na kolana! Nie mówiąc o pobycie u Pawła! Teraz wiemy na 100% że pomysł z wyjazdem był rewelacyjny! Ale to w następnym odcinku Jak tylko Cejot wgra kolejne zdjęcia to będzie ciąg dalszy  |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOCEK
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 495 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Dąbrowa Górnicza Płeć: 
|
Wysłany: Pon 15:50, 14 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Aa tak szczerze to Cejot (wel Czarek & Tomek) to był z wami ??????  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 17:43, 14 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Był ale incognito więc ciiiiii  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Luca
Dołączył: 13 Paź 2011 Posty: 300 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Okolice Kielc Płeć: 
|
Wysłany: Wto 9:47, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
No dawać dalej, bo mi się fajnie czytało, a tu taka przerwa w nadawaniu.
P.S.
A Nocek to na pewno nie był chory, tylko chciał was wziąść na litość i zatrzymać, byście dalej nigdzie nie pojechali 
Ostatnio zmieniony przez Luca dnia Wto 9:50, 15 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
Flar Administrator
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 264 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sosnowiec Płeć: 
|
Wysłany: Wto 11:02, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Liczył że wysępi nalewki lecznicze  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejotka
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 376 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Wto 14:04, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
No toż piszę, że lekarstwo nabyliśmy. Na tę francę najlepsza jest żółta żołądkowa gorzka. Nie ma zlituj.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOCEK
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 495 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Dąbrowa Górnicza Płeć: 
|
Wysłany: Wto 14:56, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
O tak Kasia ma rację , ale , zdaje mi się że zaczyna mnie zaś brać i chyba Cejoty mogli by wpaść z likarstwem  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejotka
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 376 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Śro 10:21, 16 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Ty mnie Nietoperz nie drażnij Ładuj swoje szanowne cztery litery na Trampka i jazda teraz do Cejotów! A tak na serio to teraz jest czas odwyku, następne nalewki będą dopiero jak zaczną się owoce Pierwsze na tapetę idą truskawki
PS Mam nadzieję, że Cejot wgra kolejne zdjęcia to nasmaruję dalszy ciąg  |
|
Powrót do góry |
|
 |
ili
Dołączył: 16 Paź 2011 Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Brynów Płeć: 
|
Wysłany: Sob 22:31, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Sorrasy. Zwracam honor bzykowi -kolibrowi. Toż to zacna i naprawde dzielna haligonka. Moje pierwsze wrażenie widzac TEN pojazd nie napawało mnie do optymizmu. W ogolnym zarysie widzialem droge jaka macie pokonac a sami juz wiecie ze nie jest to wyprawa do Sopotu(Brynowa) i spowrotem.
Gory ,doliny i wszędobylski rzepak . Ciesze sie ze wszystko poszło oki i ze daliscie rade zwlaszcza ze byliscie skazani na mape bez udziału GPS. ( Ja bez GPS gine ) A jak słysze Paryż to nogi się mnie uginają . Zatem wielki szacun dla pilota tej eskapady bo kierowca tylko walcuje w/g wskazań. A z tego co tu widze to pan Cejot tylko sobie prowadził beztrosko subare pozostawiajac cała reszte pilotowi bezczelnie sadzajac go za stery bo był kuna wiecznie SENNY!!! Tak mi zaimponowała ta subara ze obserwuje alegro pragnac byc posiadaczem tak dzielnej i praktycznej haligonki.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejotka
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 376 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 11:59, 21 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Ili! jak ja Cię lubię!!! Nareszcie mnie ktoś docenił, moją ciężką pracę, ślęczenie nad mapą!!! Ale tak serio, to jechać tyle km za kółkiem tez nie jest łatwo,bo ja się przynajmniej mogę wiercić, gapić na boki, machać łapami, a Cejot miał te czynności utrudnione A co do jazdy bez gps. Wcale Ci się nie dziwię, że się gubisz, bo jeśli sam chciałbyś jechać po mapie i jednocześnie prowadzić samochód to niechybnie dostałbyś zeza rozbieżnego  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejotka
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 376 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 13:28, 21 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
No dobra, to teraz ciąg dalszy Jedziemy przez góry i tunele, mosty takie, że moje włosy stają dęba. Trzeba przyznać, że Pireneje robią wrażenie
Humory mamy zdecydowanie lepsze na co wpływ ma urozmaicenie krajobrazu, ale przede wszystkim brak rzepaku Ani jednego poletka! O jak dobrze!!!
W pewnym momencie nasza droga wiedzie tuż nad oceanem, Co prawda widać go tylko w dolinkach, ale zawsze co ocean to ocean :
Powoli krajobraz łagodnieje, góry się spłaszczają i naszym oczom ukazuje się typowy hiszpański widok: pagórki pokryte nieurodzajną pomarańczową glebą, gdzieniegdzie drzewka oliwne i pinie. Od czasu do czasu winnice i pastwiska gdzie pasą się krowy i owce.
Co jakiś czas mijamy byka
Dopiero od Pawła dowiadujemy się, że jest to pozostałość po reklamie, które są zakazane wzdłuż autostrad Hiszpanii. Byk jednak tak wtopił się w krajobraz, że został ułaskawiony i co jakiś czas spogląda na przejeżdżających z pagórków.
Powoli zmierzamy do przełęczy Samosierra. Już na mapie widać, że będzie ciekawie, bo jest znaczek, że nie można wjeżdżać na tę drogę z przyczepami campingowymi. No nieźle się zapowiada! Kiedy dojeżdżamy faktycznie otwieramy buzie z wrażenia. Powoli wspinamy się na wysokość ponad 1400 m npm, wokoło leży cienka warstwa śniegu, ale droga jest w stanie idealnym.
Wrażenia niesamowite zarówno podczas wjazdu jak i później zjazdu. Napisy nawet po arabsku żeby hamować silnikiem. Tzn nie znam arabskiego ale skoro po angielsku była właśnie taka informacja to zakładam, że na kolejnej identycznej tablicy robaczki tam umieszczone właśnie mówiły o takim hamowaniu
Coraz bliżej nam do Pawła, w sumie odliczamy już ostatnie kilometry. Niestety robi się ciemno, na mapie nie ma miejscowości, w której on mieszka, wiemy tylko mniej więcej, że będziemy musieli skręcić z drogi nr 103. Na szczęście Czarek zauważa kierunkowskaz na Talamanca de Jarama. Ostatnia prosta i jesteśmy na miejscu Teraz na azymut, czyli na wierzę kościoła Wszak jak na gospodarza przystało ksiądz musi mieszkać gdzieś w pobliżu. Podjeżdżamy dość blisko a tu niespodzianka - całe miasteczko ma ulice jednokierunkowe i rzecz jasna znajdujemy się nie po tej stronie co trzeba No dobra, w tył zwrot i jedziemy od drugiej strony. Tym razem trafiliśmy bez pudła. HURA!!!! Można wyleźć wreszcie z samochodu, jesteśmy na miejscu! Dzwonię do Pawła, mówi, żebyśmy zaczekali to po nas przyjdzie i faktycznie po chwili wreszcie znajoma buzia Okazuje się, że jadąc pod kościół minęliśmy Pawła dom, więc trzeba znów dookoła objechać. Odmawiam wejścia na nowo do samochodu! A w życiu! Nie ma mowy! Tym sposobem Paweł siada na moje miejsce, a ja z dzieciakami wędruję spacerkiem wzdłuż uliczki. Jeszcze fotka koliberka na tle kościoła i wreszcie w domu
Ale super! Talamanca de Jarama to małe miasteczko, otoczone pagórkami i polami. Na horyzoncie rzecz jasna góry i to naprawdę bardzo wysokie. Najpierw gimnastyka, bo trzeba rozładować koliberka, potem Msza Św, bo nadal mamy niedzielę, a w drodze znalezienie otwartego kościoła i do tego jeszcze z Mszą Św można spokojnie zaliczyć do kategorii "cudowne zrządzenie losu" Tak więc Paweł został z marszu przez nas wykorzystany Idziemy do kościoła. To nieduża budowla, ale przepiękna! Cała z jasnego kamienia, prezbiterium z XII wieku, przepiękne sklepienie - rewelacja. W samym kościółku można zakochać się na zabój! Zresztą prezbiterium wygląda tak:
Prawda, że piękne? Mnie urzekło!
A teraz coś o gospodarzu tego miejsca Paweł to bardzo mądry ksiądz, a przy tym z ogromnym sercem dla drugiego człowieka. To naprawdę czuć na każdym kroku. Jego troska o nas była niesamowita! Siłą rzeczy ta Msza Św jest niezapomnianym spotkaniem, do tego krótkie kazanie, ale tak pełne treści, że z przyjemnością go słuchałam. Sądząc z ciszy i skupienia dzieciaków, to one też
Po Mszy Św czas na kolację Idziemy do domu. Jest późno wieczorem, uliczki puste, cisza wokoło, naprawdę urocze miejsce.
W kuchni narada co jemy i do dzieła:
Na zdjęciu wyraźnie widać kto pracuje, a kto tylko gada
Jak dobrze jest wreszcie mieć perspektywę spania w łóżku! Do naszej dyspozycji dostajemy dwa pokoje i łazienkę. Terytorium "wspólne" to salon i kuchnia.
Salon wygląda tak:
To nasze pokoje: najpierw babski, potem męski. Dzieciaki uznały, że śpimy jak na wakacjach czyli panie w jednym pokoju, panowie w drugim.
Ustalamy plan gry na następny dzień. Cejot co prawda ma koncepcję leżenia do góry tyłkiem, ale szybko zmienia zdanie gdy dowiaduje się, że poniedziałek to jedyny dzień kiedy możemy zwiedzać Hiszpanię z Pawłem. Kolejne dni to już jego obowiązki, więc będziemy sobie radzić sami. Tym sposobem wybór pada na Toledo. Czyli plan jest taki: najpierw rano typowe śniadanie hiszpańskie, czyli ciurros (hm, zobaczymy rano co to takiego) a potem wycieczka do Toledo.
No dobrze. Na razie tyle, ciąg dalszy oczywiście nastąpi już niedługo, bo mi się czas skończył teraz, ale zdjęcia są wgrane, więc lada moment, pewnie jutro będzie o Toledo i Madrycie  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 13:35, 21 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
ili napisał: | ... Zatem wielki szacun dla pilota tej eskapady bo kierowca tylko walcuje w/g wskazań. A z tego co tu widze to pan Cejot tylko sobie prowadził beztrosko subare pozostawiajac cała reszte pilotowi bezczelnie sadzajac go za stery bo był kuna wiecznie SENNY!!! ... |
Dotknąłeś mnie wręcz na wskroś Ili (chyba ta ikonka gościa z piłeczką zniknie bezpowrotnie )- ja sobie tylko beztrosko prowadziłem.... - a kto pilnował Cejotki żeby na właściwej stronie mapy była żebyśmy na Grenlandii lub innej Syberii nie wylądowali, a kto musiał rozumieć co znaczy dla Cejotki jazda prosto (co nie koniecznie znaczyło na wprost) ?!? ale tak bardziej na serio rzeczywiście spisała się na medal (Cejotka) i dzięki niej trafiliśmy jak po sznurku do Pawła  |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|