 |
Polne Drogi Wagabundowe forum dla trampów, obieżyświatów i włóczykijów. "Nie ważne czym, ważne z kim"
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Czw 10:09, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Nic nie umnkęło twojej uwadze - nawet niemiecki kibelek . Fajnie, że to nagrałeś wszystko. Czy twoje moto tak cienko "pierdzi" czy tylko głośnik kamerki tak to nagrał?  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Luca
Dołączył: 13 Paź 2011 Posty: 300 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Okolice Kielc Płeć: 
|
Wysłany: Pią 8:39, 15 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
cejot napisał: | Czy twoje moto tak cienko "pierdzi" czy tylko głośnik kamerki tak to nagrał?  |
No dzwięk mojego Jelonka to przecież słyszałeś na żywo
Nagrywałem to komórką, która z resztą zaczęła mi szwankować i dzwięk wyszedł taki pierdzący
Zależy jeszcze też w którym miejscu umieści się nagrywanie.
Komórka była za blisko samego wydechu i zamiast basów wyszło pierdzenie a może po prostu grochu i fasoli za dużo zjadłem 
Ostatnio zmieniony przez Luca dnia Pią 8:40, 15 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pią 9:27, 15 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
No właśnie słyszałem wcześniej i myślałem że coś pokombinowałeś.... |
|
Powrót do góry |
|
 |
Luca
Dołączył: 13 Paź 2011 Posty: 300 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Okolice Kielc Płeć: 
|
Wysłany: Pią 10:46, 15 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Do pierdzenia doszło jeszcze skrzypienie tylnych amorków. Oryginalne wymieniłem na nieco dłuższe jawoskie i przy wyjeździe na 3tyś metrów rozskrzypiały mi się na dobre  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pią 12:03, 15 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Aha - czyli zrobiłeś podmiankę amorków tak jak ja kiedyś w swoim . I jak ci się na nich jeździ? |
|
Powrót do góry |
|
 |
Luca
Dołączył: 13 Paź 2011 Posty: 300 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Okolice Kielc Płeć: 
|
Wysłany: Pią 12:21, 15 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Jeżdzi mi się dobrze bo całkiem nieźle amortyzują, nie ma już bujania na nierównościach. Jelonek podniósł się o jakieś 1,5 cm ale podczas pracy wydają nieprzyjemne dzwięki, jakbym jechał jakimś pordzewiałym żelastwem. Na początku było cicho a po wyprawie skrzypią jak starodawne metalowe łóżko.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Czw 15:24, 05 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
No widzisz - są tanie ale przy intensywnej eksploatacji jednak wychodzą jakieś mankamenty. Ja na swoich jeżdżę od około 5 lat ale nie eksploatowałem ich w tak ekstremalnych warunkach więc trudno porównywać... ale moje nie skrzypią .
Ostatnio zmieniony przez cejot dnia Czw 15:24, 05 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOCEK
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 495 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Dąbrowa Górnicza Płeć: 
|
Wysłany: Czw 17:42, 05 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Nie skrzypią bo są dociśnięte do zola  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Czw 18:33, 05 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
NOCEK napisał: | Nie skrzypią bo są dociśnięte do zola  |
.... do czego dociśnięte ?  |
|
Powrót do góry |
|
 |
NOCEK
Dołączył: 03 Paź 2011 Posty: 495 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Dąbrowa Górnicza Płeć: 
|
Wysłany: Czw 21:12, 05 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Pogogluj se w gwarze śląskiej ---- praca , praca a potem wiedza  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pią 9:43, 06 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Z Ciebie taki Śluzak jak ze mnie Kaszub ale już wiem co znaczy zola  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Luca
Dołączył: 13 Paź 2011 Posty: 300 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Okolice Kielc Płeć: 
|
Wysłany: Pią 13:22, 06 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Trochę więcej czasu jest zimową porą no to zaczynamy z relacją
Dzień pierwszy, sobota 31 sierpnia.
Jeszcze w to nie wierzę ale wygląda na to, że to prawda. Zaraz ruszam w świat, tym razem na zachód. No, ale nie tak zaraz, bo południe już mija a ja nadal wrzucam toboły na Jelona.
Normalnie to już dawno byłbym w trasie, ale normalnie to być jakoś nie może. O urlopie dowiedziałem się dopiero w czwartek przed wyjściem z roboty, zaraz potem pobiegłem do PZU by wykupić asistans w razie co.
Oczywiście uprzejmy pan pod krawatem powiedział, że chętnie ubezpieczy Jelonka za jedyne dwieście parę złoty. Trochę drogo, ale dowiaduję się co za to będę miał:
- hotel maksymalnie trzygwiazdkowy, jeśli takowy będzie w okolicy, góra do trzech dób (trzeba się uważnie wsłuchać w to co pan mówi, żeby nie pomylić z dup, (była kiedyś taka scenka w kabarecie i od razu mi się przypomniała)).
No i to jest najdroższa usługa na jaką mogę liczyć, ciągnie dalej pan z PZU.
- naprawa motocykla w serwisie wskazanym przez ubezpieczyciela
- a do jakiej kwoty, pytam?
- do 500zł
- do 500zł a nie przypadkiem do 500euro, pytam zdziwiony?
- maksymalnie do 500zł
- no to co ja za taką kwotę np. w takiej Francji naprawię, lampkę w kierunkowskazie?
- możemy też zaholować pański pojazd we wskazane miejsce.
- no to super a do ilu kilometrów?
- do 150 maksymalnie
- coo, znaczy się słucham?
- mamy też pakiet rozszerzony do 1000 km, ale na motocykle to nie dajemy
- no to po kiego mi takie asistans? Dwieście parę złoty zapłacę i nic z tego nie mam, jedynie co to holowanie z autostrady może się przydać i nic więcej.
Podziękowałem panu w krawacie za asistans i wziąłem tylko ubezpieczenie od kosztów leczenia. Oczywiście pan policzył mi drożej bo skoro motocykl, to wziął z tabelki sporty motorowe. Tłumaczę panu, że żadnych sportów motorowych nie będę uprawiał, tylko jadę najzwyczajniej turystycznie.
Mogę zatem wziąć zwykłe ubezpieczenie, ale jak mi się przytrafi coś na motocyklu to ubezpieczyciel umyje ręce. No to wziąłem to droższe i zamiast zapłacić sześćdziesiąt parę złoty zapłaciłem sto czterdzieści dwa złote.
Tego dnia nic wiele więcej nie załatwiłem, może tylko małe zakupy prowiantu na drogę.
W piątek po pracy przeglądnąłem Jelona, czy się kupy trzyma i wymieniłem uszczelniacz i łożyska w przednim kole. Stary uszczelniacz puścił, dostała się woda i na rdzę nie trzeba było długo czekać. Wprawdzie jedno było tylko uszkodzone ale wymieniłem oba.
[link widoczny dla zalogowanych]
Smarowanie łańcucha i lulu, więc całe pakowanie zostało na sobotę.
Do tego jeszcze rozciąłem sobie kciuka przy zamykaniu scyzoryka na samym opuszku.
Na drugi dzień przy pakowaniu dowiedziałem się co to znaczy brak sprawnego jednego palca u ręki. Co chwilę o coś go urażałem. Niby nic wielkiego, ale bolące kłopoty sprawia.
Miałem wyruszyć po śniadaniu a okazało się to możliwe dopiero po obiedzie. Przynajmniej głodny szybko nie będę. BabaLuca pysznie gotuje, to żal by było zrezygnować z degustacji.
Szybkie uściski z dzieciakami i z moją drugą połową i ruszam.
[link widoczny dla zalogowanych]
Nadal nie wierzę, że stało się to możliwe, że dzieci są na tyle zdrowe by je zostawić, że żona zgodziła się zostać sama z gawiedzią na dwa tygodnie, że mam ten urlop na który wcześniej nie było najmniejszych szans.
Jadę w stronę cywilizacji, więc ustaliliśmy z żoną, że gdyby w domu coś się złego działo to po prostu zostawiam wszystko i przylatuję najbliższym możliwym samolotem.
Zapłon, starter i w mgnieniu oka maszynownia poszła w ruch. Jedynka, sprzęgło i ruszam.
Pierwsze kilka metrów i się zatrzymuję w bramie, by jeszcze pomachać córeczkom. Nie ma już odwrotu, jadę na spotkanie z przygodą, obym tylko cały wrócił.
Muszę wrócić, nie wiem jak ,ale muszę zrobić wszystko by wrócić do rodziny w jednym kawałku. Niebezpieczne to hobby mam. Wyrzuty sumienia gryzą mnie przez pierwsze kilometry a jak się coś stanie i na zawsze zostawię ich samych?
Przez kilka minut modlę się do Pana Boga by jeszcze tym razem pozwolił mi wrócić do rodziny.
Kilometry uciekają. W Jędrzejowie zmieniam kierunek wprost za zachód. Od razu poczułem zmianę kierunku, silny wiatr wieje wprost na mnie. Z boku był mniej odczuwalny, ale teraz zmniejsza przyjemność z jazdy. Niebo mocno zachmurzone, o słońcu nie ma co nawet marzyć. Rano sporo padało to może się już wypadało i teraz już nie będzie?
Źle mi się jedzie, wiatr szybko mnie męczy i robię małą przerwę w Olsztynie przed Częstochową.
[link widoczny dla zalogowanych]
Przy okazji spałaszowałem połowę prowiantu przygotowanego przez najukochańszą żonę świata a jak ogórki smakują w takich okolicznościach przyrody to każdy musi się przekonać sam.
Adrenalina trochę spadła i strach przed nieznanym też. No fajnie, zaczyna kropić. Pora się stąd zbierać, może dalej będzie bardziej sucho?
Przez Częstochowę przejechałem bez większych problemów, choć objazdy przeciągnęły mnie po jakichś peryferiach. Szybciej byłoby, gdybym pojechał po swojemu.
Kciuk przy manipulowaniu kierunkowskazami boli jak nie wymienię co, że też musiałem się pochlastać przed samym wyjazdem.
Gdzieś na trasie mignąłem podwórko z garbuskami. Takiego rarytasu nie mogłem pozostawić bez odpowiedniej fotki. W lusterkach czysto to ostre hamowanie i lewa na burt. Wracam się parę metrów by uwiecznić ten obrazek.
[link widoczny dla zalogowanych]
Większość garbusków przyrastała trawą, ale nie wszystkie. Ten ciemny z lewej miał podniesioną klapę, obok niego było porozrzucanych pełno kluczy a pod nim rozścielony był jakiś koc. Pewnie właściciel właśnie przeprowadził mały remont. Na zdjęciu tego nie widać ale za domem garbusków było jeszcze ze trzy razy tyle.
Śmigam dalej. Co jakiś czas kropi deszczem, ale nie na tyle by ubierać przeciwdeszczówkę. Martwi mnie skrzynia biegów, wyje na piątym biegu, tak przy 80km/h, więc unikam tej prędkości i jadę szybciej, tak koło 100 na godzinę.
Chiński łańcuch też już nie jest pierwszej młodości. Przejechał prawie 24tyś to może jeszcze trochę wytrzyma. Opony i klocki hamulcowe też już pod koniec swojego życia, ale tym się jakoś nie martwię. Najbardziej martwi mnie ta skrzynia, że niespodziewanie coś gruchnie i zablokuje tylne koło podczas jazdy.
W ogóle to jadę z takim przeświadczeniem, że Jelon tam w dalekich krajach dokona żywota i będę go musiał zostawić samego na jakimś strasznym złomowisku.
Opole przejechałem bez problemu. W mieście znacznie mniej wieje, ale wystarczy tylko wyjechać poza zabudowania i znowu ten dokuczliwy wiatr prosto w twarz. Czuję już zmęczenie w rękach od tego dodatkowego naporu powietrza.
Ledwo co zobaczyłem tablicę Wrocław i niespodziewanie lunęło z nieba pełnymi wiadrami.
Zanim zdążyłem się schować na najbliższej stacji, byłem cięższy o co najmniej dwa kilo. Czarna skóra napiła się tyle wody ile chciała. Opad był tak nagły i intensywny, że nie zdążyłem nawet pomyśleć o założeniu przeciwdeszczówki.
Na stacji serwuję sobie gorącą kawusię i hot-doga, ale hot-doga nie ma. Dopiero co była wycieczka i zjadła wszystko.
No i musiałem trochę poczekać na gorącego psa w różnych sosach a przy okazji się conieco podsuszyłem.
Z nieba lać tak szybko jak zaczęło tak i przestało. Droga mokra, przejeżdżające samochody chlapią po wszystkich stronach, ale mi to nie przeszkadza, bo i tak jestem razem z Jelonkiem mokry i usyfiony szarym brudem drogowym.
Daleko nie musiałem jechać w tych warunkach, bo druga połowa Wrocławia była zupełnie sucha. Nie spadła tam ani jedna kropelka deszczu.
Przy wjeździe z miasta szerokim łukiem ominąłem faceta, który olewał podwójną ciągłą i to dosłownie. Nie był to nawet jakiś typowy menel, tylko przeciętny polski homo sapiens sapiens, który chyba za dużo wypił i odezwała się w nim kozacza natura, albo po prostu odreagowywał stres po tygodniu pracy. Stanął okrakiem między dwoma przeciwległymi pasami ruchu i najnormalniej w świecie linię podwójną ciągłą sobie olewał, strumieniem ciągłym. Jak dorwie go policja to ciekawe jaki mandat dostanie? Za wydalanie w miejscach publicznych, czy może za przekraczanie podwójnej ciągłej he he?
Humor mi się trochę poprawił, ale nadal gryzie mnie to, że skrzynia w Jelonku już dogorywa i jest prawie pewne, że będę go musiał zostawić na obczyźnie, bo naprawiać w kraju gdzie walutą jest euro się na pewno nie opłaci a wysłanie z Polski lawety dwukrotnie przekroczy wartość chińskiego motocykla.
Może uda się znaleźć jakiegoś polskiego tira, wracającego do kraju i wrzuci się Jelona na pakę a ja wrócę samolotem albo z tirem?
Pytanie ile może kosztować bilet na samolot z takiej Francji? Kupowany awaryjnie może być drogi, nawet ze 2tyś, tak sobie rozmyślam pokonując kolejne kilometry.
Za tyle to ja może kupię jakiś mały samochód, np. takiego porozwalanego rzęcha. Jelonka rozkręcę i spokojnie w częściach przywiozę w osobówce he he.
No teraz to mogę spokojnie jechać nawet na koniec świata. Ta myśl przywróciła mi wiarę w powodzenie wyprawy.
Za Legnicą dzień mi się skończył, więc zapuszczam radar na dobrą miejscówkę do spania.
Te krzaki nie, to pole też nie bo na widoku. Jest lasek ale nie ma wjazdu to też odpada, trzeba jechać dalej. W końcu jest jakaś mała droga w prawo no to dawaj na prawo. Jakaś ogrodzona szkółka leśna i pilnujący jej szczekający pies. Nic tu po mnie.
Dalej są ładne pola, czyli jest nieźle. Szukam dobrego wjazdu i miejsca osłoniętego od drogi. Udaje się dopiero za drugim razem.
Jakieś ściernisko ale jest równo i niedaleko strumyczka, zatem dzisiejszej nocy tu będę spał.
Nawet nie wiem w jakim stanie jest namiot, jak go złożyłem w zeszłym roku po Ukrainie, tak do niego nie zaglądałem.
Metalowe elementy trochę pordzewiały, ale poza tym to ujdzie. Mój wigwam dumnie stoi na ściernisku, już po kilku minutach.
Zjadłem przy latarce łapczywie ostatnie kanapki od BabaLucy, umyłem ząbki i poszedłem sobie spać.
Pierwszy dzień wyprawy za mną, ciekawe co mnie jutro czeka, jak daleko uda się dojechać i gdzie też następnym razem będę spał?
Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 402, jazda tylko przez połowę dnia, chyba nieźle jak na początek
Widzianych krajów: Polska
Awarie: Skrzynia trochę wyje, ale jedzie.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
 |
cejot
Dołączył: 29 Wrz 2011 Posty: 824 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Strzeniówka Płeć: 
|
Wysłany: Pon 9:02, 09 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
No w końcu słowo pisane i dowiem się jak było naprawdę...  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Luca
Dołączył: 13 Paź 2011 Posty: 300 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Okolice Kielc Płeć: 
|
Wysłany: Wto 10:56, 10 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Dzień drugi, niedziela 1 września.
Kemping Ściernisko, tak go sobie nazwałem. W nocy trochę padało, ale niewiele. W oddali było słychać jakieś umba umba z wioskowej dyskoteki. Wiadomo ostatni dzień wakacji to młodzież musi się wyszaleć.
Rano pokazało się nawet słoneczko, ale wiatr niestety nie odpuścił i z zachodu uparcie wieje.
Jeszcze dobrze nie otworzyłem oczu a już miałem duży skok adrenaliny.
[link widoczny dla zalogowanych]
Ratunku kleszcze mnie oblazły!!! Szybko oglądam się tu i tam, ale nie, jestem chyba czysty. Na szczęście ten w namiocie to chyba nie kleszcz tylko zwykły mały pajączek. Mam na tym punkcie fobię, odkąd takie wredne paskudztwo zaraziło członka mojej rodziny boreliozą. Można nawet umrzeć przez takiego małego śmierdziela albo męczyć się z chorobą przez długie lata.
Pająk zginął szybką śmiercią. Nic do niego nie miałem, ale co jak to jednak jest kleszcz?
Poza tym to w jaki sposób takie małe coś się tu do środka namiotu dostało? Przecież jak on wlazł, to taki kleszcz tym bardziej się zmieści i jeszcze całą swoją krwiożerczą rodzinę przyprowadzi. Filmy o wampirach nie są przesadzone, tylko w rzeczywistości te krwiopijce wyglądają trochę inaczej i zamiast skrzydeł mają dużo małych łapek. Od dziś nie będę się czuł komfortowo w tym namiocie.
Do tego jeszcze karimata samopompująca przestała trzymać powietrze. Dopompowałem ją wczoraj delikatnie, żeby bardziej miękko się spało i niestety przez noc wszystko zeszło. Przez to spanie na twardym jestem cały połamany. Trzeba będzie kupić coś do spania po drodze bo tak się nie da funkcjonować.
Wygramoliłem się w końcu z namiotu. Słońce ładnie świeci ale dosyć zimno się zrobiło. Przez noc przywiało jakieś chłodne powietrze.
Jelonek stoi tak jak go zostawiłem. Pod pokrowcem niezła impreza. Ślimaki też zrobiły sobie posiadówkę na zakończenie wakacji.
[link widoczny dla zalogowanych]
Dwa wślizgnęły się już na Jelonka. Jeden obrał kierunek wprost na cylindry. Odpalę silnik to na śniadanko będzie pieczyste mniam, mniam. Łeee, obrzydlistwo.
Wracam do namiotu się ubrać bo na golasa się nie da. W końcu pierwszy września, zima przyszła.
Nie ma co narzekać, jadę przecież w ciepłe kraje, tam się wygrzeję za wszystkie czasy.
[link widoczny dla zalogowanych]
Czekam aż namiot i pokrowiec się podsuszą. Mimo, że chłodno ale wiatr i słońce robią swoje.
Ze składaniem wszystkiego nie idzie mi jak po maśle, chyba wyszedłem z wprawy.
Zeszło mi aż do dziesiątej. Jelonek odpala od pierwszej iskry, to miłe uczucie, gdy wszystko działa jak należy. Tym bardziej miłe im dalej się jest od domu.
Trochę polnego błotka i już jestem na asfalcie. Nie ujechałem jednak daleko, już po 10km głód zrobił swoje i skręciłem do centrum Chojnowa. Jest nawet Biedronka, to i dobrze.
Tanio się najadłem i jeszcze zrobiłem trochę zapasów na drogę.
Ryneczek w Chojnowie niczego sobie. Czysty i zadbany a większość zabytkowych kamieniczek odnowiona.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jest niedziela, więc skorzystałem z Mszy Świętej w okolicznym kościele.
Dwunasta minęła, no i znowu ruszam w trasę popołudniu zamiast z samego rana. Jakiś taki dzisiaj niepozbierany jestem. Straciłem też trochę czasu na poszukiwanie apteki. W końcu znalazłem ale niestety była zamknięta.
Po drodze jeszcze miałem niespodziewaną kontrolę ORMO. Sprawdzili, czy nie wiozę ze sobą jakichś wywrotowych ulotek i puścili wolno.
[link widoczny dla zalogowanych]
Przed przejściem granicznym w Zgorzelcu zatrzymałem się na stacji benzynowej, żeby zatankować do pełna, jak się później okazało całkiem taniego paliwa.
[link widoczny dla zalogowanych]
Przy stacji ogromny parking zapełniony tirami. Niedziela, więc jeździć nie mogą. Przy kasie bardzo miła pani nalała mi do mojego podróżniczego kubka wrzątku i to zupełnie za darmo.
Pierwsza ‘zupka Romana’ jeszcze na polskiej ziemi. Coś ciepłego w chłodny dzień dobrze działa na morale.
Jest trzecia po południu a ja jeszcze nic wiele nie przejechałem. Trzeba zacisnąć pasa i dorzucić do pieca.
Przejście graniczne przeszło gładko, niemiecka autostrada ucieka pod kołami. Sto dwadzieścia na budziku i ten wiatr wyrywający z rąk kierownicę. Po niemieckiej stronie taki sam a nawet silniejszy. Ręce będę miał powyciągane jak orangutan.
Chmury po niebie też gonią jak oszalałe ale najważniejsze, że pod kołami sucho.
Ruch na drodze bardzo duży w końcu niedziela 1 września, dzieciaki i nauczyciele mają ostatni dzień wolnego. Data też nakłania do zadumy nad historią. 74 lata temu Niemcy napadły na Polskę a dzisiaj jadę po niemieckiej ziemi jakby nigdy nic. Czuję się trochę nieswojo. Na plecach mam kamizelkę odblaskową z napisem POLSKA. Trafię jeszcze na jakiegoś hitlerowca i mnie specjalnie zepchnie z drogi, więc ściągnąłem z pleców kamizelkę i przytroczyłem z tyłu bagażu, tak by było widać z daleka coś żółtego i odblaskowego.
Dnia szybko ubywa i pomału rozglądam się za miejscem na nocleg. Niemieckie autostrady mają to do siebie, że są nudne jak flaki z olejem i wszystko jest szczelnie okratowane.
Nawet na parkingu nigdzie się nie da pospacerować, bo wszędzie siatka i inne zasieki.
Chcąc znaleźć miejsce do spania muszę niestety zjechać z autostrady.
Po drodze minąłem cos takiego.
[link widoczny dla zalogowanych]
Wielka hałda czegoś tam. Wygląda na to, że to jakieś pokruszone skały. W każdym razie jest to ogromne a duże maszyny na szczycie wyglądają jak ziarnka maku.
Biorę pierwszy zjazd z autostrady, za tym czymś. Mijam jakieś wiatraki w budowie, ale do spania dobrego miejsca jak na złość nie ma.
Jadę dalej drogą w prawo, są pola, ale wszystko za bardzo na widoku, więc wracam się i jadę tym razem trzymając się jak najbardziej w lewo. Teren górzysty, fajne lasy i są też łąki. Nawet jakieś muzeum kopalnictwa minąłem, ale o tej porze nie jestem zainteresowany. Próbuję schować się w gęstym lesie. Niestety wszędzie zakazy wjazdu. Niemiecki mandat za takie wykroczenie może szybko zrobić ze mnie bankruta, to nie ryzykuję i szukam dalej.
W końcu jest całkiem przyzwoita łąka i najważniejsze, że częściowo osłonięta od drogi. Szybkie rozpoznanie terenu, czy nikogo w pobliżu nie ma, gaszę światła i cichaczem na prawo a dalej polną drogą stromo w dół.
Niemalże awaryjne hamowanie, by nagle zatrzymać Jelona w miejscu. Dobrze, że było jeszcze całkiem widno, bo bym się nieźle nadział.
W poprzek zjazdu na łąkę był rozciągnięty stalowy drut. Zgasiłem Jelona i poszedłem obadać sprawę. No tak, urządzenie pod wysokim napięciem, znaczy się po naszemu elektryczny pastuch. Nie odważyłem się sprawdzać, czy zasilanie aby działa, bo później mógłbym tu do rana sobie przeleżeć i to bez konieczności rozbijania namiotu he he.
Po prawej stronie była izolowana rączka ze sprężyną, to długo się nie zastanawiając rozłączyłem połączenie i zjechałem niżej. Potem oczywiście przywróciłem pierwotny stan obwodu elektrycznego, tak jak mnie uczyli w szkole.
Dzisiaj śpię pod napięciem. Pytanie co jest po wewnętrznej stronie ogrodzenia? Mam nadzieje, że nie jest to jakiś niemiecki Jurassic Park? Nie chciałbym zostać w nocy zjedzony przez jakiegoś przedpotopowego stwora, typu wielka głodna kura na sterydach albo przerośnięta żarłoczna jaszczurka.
Jest strumyk a za strumykiem drewniana stodoła, czy coś w tym stylu. Jak się za nią schowam to nie będzie mnie widać z drogi.
[link widoczny dla zalogowanych]
To jednak nie stodoła a bardziej schron przed deszczem dla bydła. Miejsce do rozbicia namiotu się nie nadaje bo wszędzie pełno min o gabarytach, minimum przeciwczołgowe. Do tego nierówne podłoże wyrzeźbione kopytami. Nic to, szukam dalej, Jelonek tylko podskakuje na łąkowych wybojach. Wydawało się, że będzie to taka fajna łąka do spania a tu wszystko zryćkanie przez bydło. Dobrze przynajmniej, że bydła nigdzie nie ma.
W końcu znalazłem studnię a wokół niej wyplantowany plac. Trawka przystrzyżona, super miejsce pod namiot. Jest tylko jeden mały problem, studnia jest ogrodzona drutem kolczastym a furtka zamknięta łańcuchem z wielką kłódką.
Pierwsza myśl, że Jelonek zostanie na zewnątrz a ja przerzucę przez ogrodzenie toboły a sam się jakoś przecisnę między kolcami. Potem stwierdziłem, że jednak nie będę spał jak w obozie koncentracyjnym i to jeszcze na niemieckiej ziemi.
Znalazłem skrawek płaskiego terenu po zewnętrznej stronie ogrodzenia i nie marnując więcej czasu, szybko rozbiłem namiot bo zaczęło się już ściemniać.
Miejsce całkiem dobre, górą szaleje wiatr a w dolince mam cichutko i spokojnie. Słychać tylko na pobliskiej drodze od czasu do czasu przejeżdżające lokalne samochody. Czarne chmury gdzieś zniknęły a w ich miejsce wskoczyły srebrzyste gwiazdy. Dobranoc.
Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 519
Widzianych krajów: Polska, Niemcy
Awarie: Bez zmian.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
 |
Luca
Dołączył: 13 Paź 2011 Posty: 300 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Okolice Kielc Płeć: 
|
Wysłany: Pią 11:40, 13 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Dzień trzeci, poniedziałek 2 września.
Na kempingu Krowie Pole noc przebiegła spokojnie i nawet nie padało, ale namiot i tak mokry od rosy.
[link widoczny dla zalogowanych]
Po śniadanku przyszła pora na plan działania. Punktem docelowym jest St.Tropez, ale w sumie różnymi drogami można by tam dojechać. Dwa tygodnie wolnego to trochę jest i można sobie pozwolić na małe odstępstwa. Kusi mnie Hiszpania i góry Sierra Nevada. Z tych gór już nie tak daleko do Gibraltaru, ale to trzeba by łoić cały czas autostradami by w dwa tygodnie się wyrobić a w drodze powrotnej np wylądować na plaży w St.Tropez.
Tak bym pewnie zrobił, gdyby przed samym wjazdem nie pokrzyżował mi planów pewien kolega motocyklista. Mnich na niego mówią. Napisał ,,Luca, olej St.Tropez, jedź na Wzgórze Świętego Michała” i podał linka z namiarami, którego nie omieszkałem otworzyć pół godziny przed wyjazdem z domu. Nawet zrobiłem sobie kropkę w atlasie, żeby w razie co wiedzieć na przyszłość, gdzie to bajkowe miejsce jest.
Cały czas biłem się z myślami, czy jechać w dół globu, czy w bok, aż do tej pory. Trudno góry Sierra Nevada będą musiały poczekać a teraz zrobię mały skok w bok. Na pocieszenie gdzieś mam wydrukowaną lokalizację innego górzystego miejsca ale teraz kompletnie nie zaprzątam sobie tym głowy. Mam nowy cel, Wzgórze Świętego Michała we Francji.
Pora zwijać dobytek i w drogę. Ściągam pokrowiec z Jelonka a tam plaga tłustych, niemieckich ślimaków.
[link widoczny dla zalogowanych]
Oblazły cały motocykl i bezczeszczą najświętsze miejsca bez opamiętania. Jelonek oblepiony paskudnym ślimaczym śluzem. Żeby tego jeszcze było mało to nasrały mi na siedzenie, zatem nie czekając, tym niemieckim świniom wypowiedziałem otwartą wojnę.
Bitwa była ciężka i krwawa, ale udało się i odzyskałem Jelona w całości. Trochę zajęło odrestaurowywanie chińskiego klasyka po bestialskich zniszczeniach.
Namiot jakoś nie chce schnąć, ale szkoda czasu to pomału zwijam toboły. Karimata samopompująca też się nie naprawiła. Powietrze uszło szybciej jak poprzednio a ja mam obolałe plecy od twardego podłoża.
W połowie pakowania, niespodziewanie zza góry wylazło bydło. Jakieś dziesięć sztuk. Skupiłem uwagę na tym, czy nie ma tam przypadkiem jakiegoś pastuszka Niemca, ale nie. Było tylko samo bydło.
Nie zaprzątając sobie tym głowy spokojnie pakowałem się dalej. Nie wiem jak to się stało, ale to bydło w mgnieniu oka teleportowało się w moją stronę. Albo straciłem na chwilę przytomność, albo upychając graty w namiocie trochę mi z tym zeszło? Jest też trzecia opcja, że na kilka minut porwało mnie UFO, w celu przeprowadzenia skomplikowanych badań, po czym odstawiło mnie na miejsce, kasując przy tym moją pamięć krótkotrwałą.
Mniejsza z tym, ważniejsze, że po wystawieniu głowy z namiotu, bydło było już przy potoku.
No i krzyknąłem coś w stylu POSZŁY MI STĄD!
Długo nie musiałem czekać na reakcje. Od razu widać, że nie rozumieją po polsku. Jedno bydle wzięło i przelazło przez potok i lezie wprost na mnie.
Od razu przypomniał mi się Franek Dolas z filmu Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową.
Byk, czy krowa?
[link widoczny dla zalogowanych]
Ciężko o trafne rozpoznanie bo lezie wprost na mnie. Co robić, uciekać, czy nie uciekać?
Z mordy wygląda, że chyba młody, niewyżyty byk. Ooo ja pierpapier, trzeba wiać.
Szybki plan ucieczki, burza mózgów i już mam. Jak nie będzie wyjścia to przeskoczę przez drut kolczasty i tam żywcem mnie nie weźmie.
Wziąłem aparat i do samego końca robię pamiątkowe fotki z ostatnich chwil mojego życia. Stoję nieruchomo niczym skała i heroicznie czekam na rozwój wydarzeń.
Trzy metry przede mną byk się zatrzymał. Najwyraźniej przyszedł się tylko przywitać. Mało tego, okazało się, że to jednak nie byk, tylko krowa. A może to był byk, tylko słabo się znam?
W każdym bądź razie to czworonożne stworzenie po wysłuchaniu oficjalnego przywitania w języku moich dziadów i pradziadów, poszło sobie szybciej niż przyszło.
Mokry namiot szybko zwinąłem, zatem zapłon i już zielona kontrolka się wesoło świeci, to dobry znak. Naciskam starter i Jelonek od pierwszego obrotu ochoczo mruczy. Czy już wspominałem, że to bardzo przyjemne uczucie, gdy jest się samemu, daleko od domu i nie trzeba iść z buta by szukać pomocy.
Tyłem trochę zamiata na nierównościach, bo trawa mokra i śliska a napotkane miny przeciwczołgowe lepiej omijać szerokim łukiem.
Ogrodzenie elektryczne sforsowałem tak jak poprzedniego dnia, zacierając za sobą wszelkie ślady. Śmieci też nigdy nie zostawiam, zawsze wszystko do woreczka i zabieram ze sobą do najbliższego cywilizowanego kosza. Nie rozumiem ludzi, którzy potrafią ze sobą przywieźć żywność, ale pozostałych po niej śmieci już nie potrafią zabrać z powrotem.
W Niemczech pod względem śmieci jest prawie wzorowo. Trzeba im przyznać, że bardzo dbają o to by mieć czysto wokół siebie.
Dojeżdżam do pierwszej krzyżówki a tam niemiecka policja i patrzą się w moim kierunku. Serce w gardle, kątem oka sprawdzam, czy światła mam aby na pewno włączone. Jadę w paszczę lwa, wprost na nich.
No i nic się nie stało, popatrzyli się, ja przejechałem i tyle było strachu. Przy budowie wiatraków z samego rana już się coś zaczyna dziać. Nie marnują tu czasu. Pewnie jak będę wracał to będą już gotowe.
Ledwo co wyjechałem na autostradę i już muszę szukać miejsca by się zatrzymać.
Z nieba najpierw niewinnie kropiło a potem już lało bez opamiętania. Do tego jeszcze zrobiło się dosyć zimno a o centralnym wietrze, który mi towarzyszy od Jędrzejowa już nie wspomnę.
Na najbliższym parkingu wciągnąłem na mokrą skórę przeciwdeszczówkę i ubrałem suche zimowe rękawice. Nie sądziłem, że przydadzą się tak szybko. Jadę się przecież wygrzać do ciepłych krajów a nie na Syberię.
Dziwne bo niemiecki parking przy autostradzie, ale bez toalety. Wszyscy bez krępachy sikają pod siatką, aż trawę wyżarło. Wszędzie śmierdzi uryną, to nie będę tu czekał aż deszcz zmaleje, tylko szybko ruszam dalej.
Przy najbliższej okazji zmieniłem tylko autostradę z Frankfurtu nad Menem na kierunek Siegen. Kierunek wiatru się trochę zmienił i teraz wieje bardziej z boku. Dobre i to ale nadal jedzie się źle. Deszcz i chłód robią swoje.
Co 60-70km robię przystanki na rozruszanie obolałych kości. Od 3 euro wzwyż, ceny kawy na stacjach benzynowych mnie dobijają, ale cóż zrobić, to jedyny ciepły posiłek na jaki sobie pozwalam. Reszta to suchy prowiant z polskiej Biedronki. Nawet wody na zupkę nie ma gdzie zagrzać. W ubikacji gniazdka nie ma a gorąca woda tylko w automacie z kawą bez opcji sama woda. Herbaty tu nie piją?
W sumie chińskiej zupki zrobionej na gorącej kawie jeszcze nie jadłem he he.
Żałuję teraz, że nie zrobiłem specjalnego mocowania na moją kuchenkę ,,smiert turisty’’. Miałem to zrobić, ale jakoś tak zeszło a potem nie było na to czasu. Znikome miejsce ładunkowe mam wykorzystane w 101% i ruski Prymus już się nie zmieścił.
Koło południa w końcu przestało padać i nawet chwilami zaczęło przebijać się słońce. Teren taki trochę górzysty z fajnymi wiaduktami. Trochę zwolniłem, by podziwiać widoki i w pewnej chwili wyprzedziła mnie ciężarówka, wioząca jakieś długie elementy, poowijane folią i tekturą. Wiatr robił swoje i odrywał kawałki folii i papieru skutecznie zaśmiecając autostradę. Aż się dziwiłem, że takie zanieczyszczanie drogi w Niemczech jest możliwe a jeszcze się bardziej zdziwiłem, gdy ciężarówkę wyprzedziła policja i nie zareagowała.
Oddaliłem się trochę od ciężarówki by nie obrywać śmieciami i nadal sobie podziwiałem okolicę.
Na najbliższym zjeździe na parking niemiecka policja już czekała na kierowcę nieszczęsnego ładunku. Zatrzymali ciężarówkę a na mnie nawet uwagi nie zwrócili.
Przed Koln nareszcie wpadłem w gorące powietrze. Zimno, zimno a tu nagle buch i robi się super ciepło. Przeciwdeszczówka poszła do kufra, niech wilgotna skóra się teraz suszy.
Koln, czy też Kolonia jest całkiem sporym miastem, chyba czwarte pod względem wielkości w Niemczech. Sądząc po ilości zabytków wygląda, że jest też dosyć stare.
Miasto zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, zwłaszcza gdy podziwiałem je jadąc fajnym mostem nad malowniczą rzeką Ren. Było widać nawet słynną gotycką katedrę a po rzece beztrosko pływało kilka ładnych stateczków. Zdjęć niestety nie zrobiłem bo nie bardzo było się gdzie zatrzymać na tym moście. Do tego doszło pławienie się w bardzo ciepłym i przyjemnym powietrzu, przy czym jeszcze kilka minut temu było mi po prostu zimno i mokro.
Zatrzymałem się na parkingu, gdzieś na peryferiach Kolonii, by trochę się posilić i rozebrać z nadmiaru odzieży. Na parkingu jest nawet kilka samochodów na polskich blachach. Miło było znowu usłyszeć ojczysty język.
Jest jakieś 25-30 stopni, słoneczko pięknie świeci, wiatr też zmalał, żyć nie umierać.
Przy okazji przerzucam kartki w atlasie, zastanawiając się gdzie teraz jechać?
Holandia wydaje się całkiem blisko. Tam jeszcze nie byłem, drugiej okazji może nie być.
Postanowione, jadę na podbój Holandii.
Droga dobra, to kilometry szybko uciekają i nawet nie wiem kiedy znalazłem się na przejściu granicznym.
[link widoczny dla zalogowanych]
Pozostałości po przejściu granicznym świecą pustkami, tak jak wszędzie wewnątrz UE.
Po stronie holenderskiej spotkałem dwóch młodych chłopaczków w polskich dostawczakach.
Robili kursy między Niemcami a Holandią i czasem do Francji. Po prostu polska firma przewozowa świadczy swoje usługi w obcych krajach. Do Polski wracają co któryś tam tydzień. Taka drogowa tułaczka. Okazało się, że jeden z nich to też motocyklista. Ujeżdza jakąś sportową Yamachę. Twierdził, że jeździ tylko wokół komina bo do turystyki jego moto się nie nadaje, ze względu na niewygodną pozycję.
Jak zwykle przy takich spotkaniach, padło wiele pytań na temat mojego Jinluna. A jaka pojemność, a jaka prędkość max a ile pali? Przy odpowiedzi na ostatnie pytanie po prostu mi nie uwierzyli. Pewnie uznali mnie za jakiegoś nawiedzonego bajkopisarza. No bo jaki obładowany pełnowymiarowy motocykl na autostradzie może spalać 3L/100km? Tyle to najmniejsze skutery palą.
Holandia jest krajem bardzo uporządkowanym i czystym. Ruch na drogach jest umiarkowany a miejscami nawet znikomy. Poszwędałem się trochę po okolicy by poczuć trochę holenderskiego klimatu.
Domki tubylców są do siebie bardzo podobne i najczęściej wyglądają tak:
[link widoczny dla zalogowanych]
Wszystko jest uporządkowane i przystrzyżone aż do granic możliwości. Ten czerwony pasek między jezdnią a chodnikiem to droga rowerowa. Zjeżdżając z autostrady, zjeżdża się do świata rowerzystów. Drogi rowerowe są zawsze po obu stronach jezdni a na rowerach można spotkać wszystkich, od małych dzieci do sędziwych seniorów.
Podoba mi się taki zdrowy styl życia. No i jest bezpiecznie bo samochody jeżdżą nie więcej niż 50km/h a w niektórych miejscach, takich jak pasy czy szkoła zwalnia się nawet do 30km/h. Tam po prostu nikomu się nie śpieszy. Odniosłem wrażenie, że wszyscy się spokojnie delektują po prostu tym, że są w Holandii.
Mi niestety ta sielska atmosfera nie udzieliła się, bo jeździłem drogami, których nie znam i nie mam w swoim ubogim atlasie i kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Dziwne nazwy miejscowości też nic mi nie mówiły. Zupełnie przypadkiem znalazłem się pod chińską restauracją.
[link widoczny dla zalogowanych]
Odpaliłem w komórce turystycznego GPS-a , by mi mniej więcej pokazał w którym miejscu zarysu Holandii jestem. Dokładność znikoma bo na javę nie ma zeskanowanych dokładnych map, ale mi to i tak dużo pomaga. Ustaliłem kierunek względem słońca i według tego mniej więcej będę się trzymał. W końcu powinienem w którymś miejscu wyjechać z tego kraju.
Słońce mam po prawej i takie drogi też wybieram. Taki sposób nawigacji w Holandii jest całkiem skuteczny, bo drogi lecą w miarę prosto.
Dostałem się na A2 a potem to już poszło gładko. Belgia wita mnie. W Holandii spędziłem około trzech godzin i to mi jak na pierwszy raz w zupełności wystarczy.
[link widoczny dla zalogowanych]
Belgia też fajna, choć daje się zauważyć, że jest nieco inna niż Holandia. Więcej wolnych przestrzeni i pól uprawnych. Zapachy też bardziej rolnicze.
Pogoda idealna, asfalt idealny i mój humor też. Mogę jechać nawet na koniec świata.
[link widoczny dla zalogowanych]
Późne popołudnie i cieplutko jak u nas w środku lata. W końcu mogę się wygrzać za wszystkie czasy. Tylko co będzie dalej, jak bardziej pojadę na południe, jak tu już jest tak gorąco?
W belgijskim miasteczku Liege nawet się spociłem, bo były spore korki. Trafiłem na porę, kiedy ludzie wracają z pracy do domu i na wąskich drogach starówki ciężko było mi się przeciskać między samochodami. Musiałem przejechać przez całe miasto i kilka razy przekroczyć rzekę Mozę. Tak jakoś dziwnie drogowskazy mnie poprowadziły.
Spory kawałek za miastem miałem dylemat. Na prawo Bruksela, na lewo Luxemburg i gdzie tu jechać? Bruksela brzmi dziwnie znajomo a Luxemburg nie, no to ja jestem na tak i wybieram Luxemburg a unijnych polityków w drogich garniturach oglądać to ja nie muszę.
Nie pamiętam teraz w którym dokładnie miejscu autostrady ale przejechałem pod ciekawą restauracją. Nie obok, nie nad a pod. Wyglądało to tak jakby ktoś na samym środku wiaduktu wybudował sobie hotel z restauracją a pod spodem jak gdyby nigdy nic biegnie sobie czynna autostrada, po której pędzą samochody.
Gdzieś już coś takiego widziałem, chyba w jakimś programie telewizyjnym, ale jakoś nie mogę w necie znaleźć informacji na ten temat.
Gdy zbliżałem się do tej dziwnej restauracji to akurat kucharz otworzył drzwi od zaplecza i było widać ludzi w białych fartuchach jak uwijają się przy ogromnej ladzie z nierdzewki, przygotowując klientom posiłki.
Dopiero po przejechaniu na drugą stronę było widać o co tak naprawdę chodzi. W lusterku ukazała mi się cała oszklona ściana a za szybami siedzieli ludzie przy stolikach, jedli i jednocześnie podziwiali mknącego Jelonka.
Niestety zdjęcia nie zrobiłem bo nie byłem na coś takiego przygotowany i nie bardzo było jak się zatrzymać na autostradzie. Zanim pozbierałem myśli było już za daleko.
Kolejnego zdjęcia, którego żałuję, że nie zrobiłem to zdjęcia tabliczki ze zjazdem z autostrady na Chiny. Znowu podobna sytuacja. Przy prędkości 120km/h za późno dostrzegłem tą tabliczkę. Z awaryjnego hamowania też nici bo akurat za mną jechał samochód i sytuacja mogłaby być co najmniej nieprzyjemna.
[link widoczny dla zalogowanych]
Teraz żałuję, że nie zawróciłem na kolejnym zjeździe i nie pojechałem do samych Chin a tak to byłem prawie w Chinach a nie na terenie Chin a prawie jak wiemy robi różnicę hi hi.
Wracając do kraju jakim jest Belgia to ja miałem pozytywne wrażenia. Ludzie sympatyczni, jeździ się po niej całkiem fajnie, ruch na autostradach niewielki, no poza większymi miastami, bo tam to można natrafić na korki. Poza tym to jest bardzo czysto i zielono, sporo pól i lasów. Stając na przydrożnym parkingu nie ma tak jak u Niemców, że wszystko zakratowane, tylko spokojnie można sobie iść na spacer do lasu, na przykład dla rozprostowania kości.
[link widoczny dla zalogowanych]
Do Luxemburga, czy też Luxemburgu dojechałem całkiem szybko. Oczywiście skręciłem na centrum, ale jakoś tak nic ciekawego mi się nie rzuciło na oczy.
Poszwędałem się trochę po mieście i postanowiłem nie marnować więcej czasu. Znalezienie drogi wyjazdowej trochę mi zajęło ale się udało na tak zwanego czuja.
[link widoczny dla zalogowanych]
Na jednym ze skrzyżowań, stanąłem na czerwonym świetle, wbijam jedynkę a tu słychać dziwne hurgotanie. Orz kurka jego wodna, poszła skrzynia biegów? Tylko dlaczego jedynka, jak najpierw miała się przecież rozsypać piątka? Bieg jednak wbiłem i jadę dalej testując pozostałe. Biegi wchodzą, tylko przy wbiciu jedynki i trzymaniu na sprzęgle jest hurgot. Może to sprzęgło? Zjechałem na chodnik przed jakimś domem i badam sprawę organoleptycznie. Jest winowajca! Popuściła się śruba trzymająca podnóżki i w momencie gdy wbijałem jedynkę i kładłem lewą nogę nie na podeście, tylko na ziemi, podest drgał wydając nieprzyjemne metaliczne dźwięki.
Klucz w dłoń i śruba została należycie dokręcona. Oczywiście jak to ja mam w zwyczaju musiałem się przy tym trochę przypiec rozgrzaną rurą wydechową.
Jelonek jak nowo narodzony, niemalże prosto z salonu, zadbany, mało jeżdżony, pierwszy właściciel, kobieta niepaląca, albo starszy pan w kapeluszu he he.
Najważniejsze, że ze skrzynią wszystko w porządku i można jechać dalej. Słońce szybko zaczyna spadać w dół a ja przecież zapragnąłem spać dzisiaj na francuskiej ziemi.
Ogień w tłoki jabadabaduu w dół mapy.
Francja przywitała mnie już końcówką dnia bez słońca, bo się zdążyło skubane schować za horyzont. Pierwszy zjazd z autostrady i szukam miejsca do spania. Na prawo jakaś mała miejscowość i nie bardzo jest gdzie. Na lewo są lasy no to jadę na to lewo. Są też pola, ale wszystko na widoku, więc jadę dalej. Jest w końcu jakaś wąska asfaltowa droga idąca w las, zatem trzeba ją obadać.
Są tam jakieś posesje otoczone starymi drzewami, coś w rodzaju małych dworków z pieczołowicie wystrzyżoną trawą dookoła. Niestety są też i szczekające psy oraz tabliczki z napisem private. W końcu dojechałem do interesującego miejsca.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jakiś podziemny bunkier powojenny z zasiekami z drutu kolczastego. Sporo równego miejsca z wykoszoną trawą. Jakaś budka strażnicza a na niej godziny otwarcia dla zwiedzających. Czyli muzeum, to raczej mnie tu nie zastrzelą. Rano najwyżej obsługa mnie obudzi i pójdę sobie pozwiedzać przy okazji. Już nawet znalazłem sobie fajne miejsce na parkingu przed, ale nieoczekiwanie z krzaków wyszedł mi dziadek w beretce na głowie i z siekierą w ręku.
Jakiś seryjny francuski zabójca, niewinnych polskich turystów, czy co?
Dziadek uważnie popatrzył na mnie, po czym wszedł znowu w krzaki i zaczął rąbać siekierą. Może już tam ćwiartuje jakieś biedne ciało, ale jednak nie, tylko wycina w krzakach patyki. Widocznie do czegoś mu są potrzebne. Może to jednak kanibal i patyki mu są potrzebne do upieczenia ludzkiego mięsa?
Ryzykował nie będę, dziadek z siekierą mnie tu widział a to pierwsza oznaka złego miejsca. Złego do spania na dziko pod namiotem oczywiście. Uciekam stąd czym prędzej, bo robi się już półmrok a ja nadal nie mam gdzie spać.
Po drodze jak tu jechałem widziałem inny wjazd do lasu, ale był zagrodzony grubą liną stalową, no to jadę dokładniej obadać sprawę.
Wjazd znalazłem dosyć szybko, lina przypięta kłódką do betonowanego słupka. Objechać się nie da, trzeba jakoś sforsować linę.
Była na tyle luźna, że udało mi się ją podnieść na wysokość Jelonka. Jedną ręką trzymałem Jelonka a drugą stalową linę i odpychając się nogami z trudem ale przepchałem mój dobytek na drugą stronę.
Potem bez świateł szybko utwardzoną dróżką w las i już mnie nie widać z głównej drogi. Miejsce całkiem fajne i nikt też nie powinien mnie w nocy niepokoić, oprócz właściciela kłódki, bo przecież broniła mnie stalowa lina. No może jakieś leśne stworzenia ale one są zazwyczaj mniej groźne niż człowiek. Więcej ludzi ginie z rąk innych ludzi, niż np. od niedźwiedzi.
Do samej gęstwiny się nie pcham, tylko namiot rozbiłem na leśnej drodze, bo było równo, ale na wszelki wypadek zastawiłem się motocyklem. Tak na wszelki wypadek, żeby nikt mnie w namiocie nie przejechał, gdyby w nocy mimo wszystko ktoś tędy przejeżdżał.
Noc jest bardzo ciepła i gwiaździsta, francuskie świerszczyki piknie przygrywają mi do snu.
Lubię takie chwile. Dobranoc.
Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 678
Widzianych krajów: Niemcy, Holandia, Belgia, Luxemburg, Francja
Awarie: Małe dokręcanie śruby mocującej podesty.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|